31 lipca 2016

Szczypta szaleństwa- recenzja filmu pt."Shoot Me In The Heart"

Hejka!
   Są filmy, które zwalają z nóg i pragniemy do nich powracać wiele razy. Są też i takie, które wyłączamy po zaledwie kilku minutach trwania lub jeszcze inne, wobec których żywimy mieszane uczucia. Jak myślicie, jakim typem filmu jest "Shoot Me In The Heart"? Zapraszam!


   Samobójcza śmierć matki wywarła ogromne piętno na psychice Soo Myunga. Właśnie z tego powodu chłopak trafia do odizolowanego zakładu psychiatrycznego, gdzie najprawdopodobniej spędzi resztę swojego życia. Dokładnie tego samego dnia, zostaje tam przywieziony agresywny i wyjątkowo niechętny do współpracy Seung Min. Dosyć szybko zaczynają krążyć na jego temat przeróżne plotki, co przykuwa uwagę cichego i zamkniętego w sobie Soo Myunga. W pewnym momencie, pomiędzy dwojgiem samotników zaczyna się tworzyć swego rodzaju nić porozumienia, która z czasem przeradza się w serdeczną przyjaźń. Gdy na jaw wychodzi prawdziwy powód zamknięcia Seung Mina w zakładzie, a w Soo Myungu rodzi się pragnienie wolności, podejmują się oni przeróżnych prób ucieczki z zakładu. Czy okażą się one skuteczne?
   Pierwsze, co rzuca się w oczy podczas oglądania tego filmu, to cała masa kontrastów. "Shoot Me In The Heart" jest równocześnie komedią o dosyć specyficznym humorze, jak i brutalnym dramatem ze sporą dawką psychologicznych anegdot. Takie połączenie dosyć często zdarza się w koreańskich produkcjach. Nie ważne, czy jest to film o rodzinnej tragedii, czy dotyczy on smutnej historii miłosnej, twórcy zawsze znajdą odpowiedni moment, aby nieco rozluźnić atmosferę i by wprowadzić jakiś humorystyczny element do fabuły. Ponadto, zawsze pojawia się jakiś wątek skłaniający widza do głębszych przemyśleń. Oto skuteczny i prosty sposób, jak połączyć przyjemne z pożytecznym. Co jak co, ale Koreańczycy potrafią tworzyć naprawdę wartościowe filmy! 


   Moja przyjaciółka bardzo zwróciła uwagę na pewne dosyć często przewijające się fragmenty, które w pewnym momencie również we mnie zaczęły budzić wątpliwości. Chodzi mi tutaj o bestialską przemoc wobec pacjentów zakładu, w którym znaleźli się nasi główni bohaterowie. Kompletnie nie mam pojęcia, jak wyglądają realia szpitali psychiatrycznych, jednakże bicie i poniżanie chorych raczej nie wpisuje się w obowiązki jego pracowników, prawda? Wydaje mi się, że nawet najbardziej odizolowane zakłady podlegają jakiejkolwiek kontroli. Nie wykluczam jednak i takiej opcji, że ten funkcjonuje na innych zasadach, albo ktoś w tym szpitalu ma wtyki i kontrola po prostu udaje, że niczego nie widzi. Opcji jest wiele i każda z nich jest w dużym stopniu możliwa. 
   Główni bohaterowie "Shoot Me In The Heart" są bez wątpienia wyjątkowi i da się ich polubić, jednakże to właśnie poboczne postacie podbiły moje serce. Był wśród nich taki pacjent o przezwisku "Biegacz". Nazwano go tak, ponieważ cały czas gdzieś sobie truchtał. Nie wiem czemu, ale za każdym razem jak pojawiał się na ekranie, od razu poprawiał mi się humor i śmiałam się na cały głos. Niby nie odgrywał w tym filmie większej roli, ale w pewien sposób przywiązałam się do niego XD
   Twórcy byli chyba nieco leniwi, ponieważ sceny kręcone na green screenie wyglądały z lekka nieprofesjonalnie i nie zrobiły na mnie wrażenia. Było ich zaledwie kilka, ale niestety zapisały się w mojej pamięci. Był to moment, gdy Seung Min wspominał swój lot paralotnią przez góry. Wyglądało to moim zdaniem średnio przekonująco...


   Na koniec macie tutaj taki mały bonus. Ten plakat wygląda jak reklama jakiegoś romansu! Muszę się wam przyznać, że na samym początku filmu myślałam, że jeden z bohaterów jest kobietą! I na tym plakacie właśnie idealnie to widać, tę jego delikatną urodę! Ale jakby co- nie panikujcie, tutaj pomiędzy naszymi głównymi bohaterami nie rozwija się żadna miłość, oni są tylko i wyłącznie przyjaciółmi (na szczęście!).
   Nawiązując do wstępu, "Shoot Me In The Heart" jest tym typem filmu, co do którego miałabym wiele wątpliwości. Nie zmienia to jednak faktu, że oglądałam go z przyjemnością i możliwe, że jeszcze kiedyś do niego wrócę. Jeżeli miałabym się doszukiwać jakiejś konkretnej grupy docelowej dla tej produkcji, poleciłabym ją osobom, które lubią filmy o nietypowym charakterze, oraz chcą poczuć silne emocje. 
   Film jest dostępny na TEJ stronie. Aby go jednak obejrzeć, musicie być zalogowani.

Moja ocena 7/10

See you
Kamila
UDOSTĘPNIJ TEN POST

25 lipca 2016

18 lat niewoli- recenzja książki pt."Skradzione życie"

Hejka!
   Ostatnio bardzo brakowało mi jakiejś dobrej autobiografii i by zaspokoić to pragnienie, udałam się jakiś czas temu do miejskiej biblioteki. Gdy natrafiłam na tę książkę, byłam wniebowzięta, bowiem już od jakiegoś czasu planowałam ją przeczytać. Zdaję sobie sprawę, że jej tematyka kompletnie nie pasuje do tego bloga, jednakże potrzebowałam małej odmiany. Zapraszam!


Okładka książki

Informacje ogólne
Oryginalny tytuł: A Stolen Life
Tłumaczenie: Katarzyna Gącerz
Wydawca: Hachette Polska
Liczba stron: 288
Rok wydania: 2012

   Cała Ameryka wstrzymała oddech w momencie, kiedy po osiemnastu długich latach, odnalazła się zaginiona Jaycee Dugard. Jej porwanie miało miejsce dnia 10.06.1991 roku, kiedy ta miała zaledwie 11 lat. Mężczyzną, który ją uprowadził, był notowany wcześniej za gwałty Phillip Garrido, a w całym przedsięwzięciu pomagała mu jego żona- Nancy. Para przetrzymywała dziewczynkę na tyłach swojej posesji w namiotach i szopach, a do czego była wykorzystywana przez Phillipa, chyba nie trzeba mówić... Jaycee urodziła pierwszą córkę w wieku 14 lat, zaś drugą mając 17. Dziewczyna została w brutalny sposób rozdzielona ze swoją rodziną, a pojęcie wolności stało się dla niej czymś kompletnie obcym i abstrakcyjnym. Szczęśliwie, po 18 latach ciągłej niepewności, udało jej się odzyskać wolność i spełnić swoje największe marzenie- spotkać się ponownie ze swoją matką. 
   Nie potrafię sobie wyobrazić tego, przez co musiała przejść ta kobieta. Najlepsze lata jej życia przepadły na zawsze, straciła niemal całkowicie kontakt ze światem zewnętrznym na 18 lat, a wszystkie jej czynności były stale kontrolowane. Podczas czytania tych wspomnień, wiele razy myślałam sobie, że ja zachowałam się inaczej, że ja potrafiłabym przeciwstawić się oprawcy i nie dopuścić do tego, aby swobodnie mną manipulował. Czy rzeczywiście tak by się stało? Możliwe, że skoro mam obecnie nieco więcej lat niż Jaycee w momencie porwania, potrafiłabym oprzeć się jego wpływom, tylko na jak długo? Chyba nie ma sensu stawiać sobie takich pytań. Zresztą, chyba wolałabym nie znać na nie odpowiedzi. 
   

Oprawcy Jaycee-  Phillip i Nancy Garrido

   Pomimo całego bólu, jakiego doznała Jaycee z rąk Phillipa i Nancy, kobieta nie chce czuć do nich nienawiści. Jest to moim zdaniem postawa godna uznania, gdyż potrzeba wiele siły i wiary, aby choć odrobinę przebaczyć tak niewyobrażalne czyny, jakich dopuściła się na niej ta dwójka. Zaraz po odzyskaniu wolności Jaycee skupiła się na odnowieniu więzi ze swoimi krewnymi oraz na zapewnieniu jak najlepszych warunków swoim dwóm dorastającym córkom. Swoją drogą, jej stosunek do nich również jest ciekawy. Pomimo tego, iż obie dziewczynki były owocami molestowania i wykorzystywania seksualnego, Jaycee od samego początku kochała je całym sercem i zawsze dbała o to, aby rozwijały się w prawidłowym kierunku.  
   Jaycee kilkakrotnie miała szansę, aby uciec od swoich oprawców i ponownie spotkać się ze swoją rodziną. Dlaczego jednak nie podjęła się wtedy żadnych kroków? Po wielu latach w zamknięciu, świat zewnętrzny wydawał się Jaycee okrutny oraz był dla dziewczyny całkowitym przeciwieństwem jej ciepłego i bezpiecznego schronienia, które znajdowało się za domem Philipa. Kolejnym powodem, dla którego postanowiła nie opuszczać małżeństwa Garrido, była potrzeba zaopiekowania się swoimi dziećmi oraz (tak przynajmniej ja to zrozumiałam) wystąpił u niej syndrom sztokholmski. 


Jaycee kiedyś i dziś

    Dzisiaj Jaycee jest zadowoloną z życia matką, która powoli zaczyna odkrywać samą siebie i realizuje swoje dawno zapomniane plany i marzenia. Jej fundacja JAYC (Just Ask Yourself to Care!) wspierająca rodziny rozdzielone na wiele lat z powodu uprowadzeń przynosi zyski, a kolejna jej książka "Freedom: My Book of Firsts" już jest dostępna (niestety, ale tylko w wersji anglojęzycznej). Czekam z niecierpliwością, aż jedno z polskich wydawnictw pokusi się o jej wydanie. Byłabym wdzięczna z całego serca! Historia Jaycee zainteresowała oraz poruszyła mnie do tego stopnia, że przeczytałam większość z zamieszczonych w internecie artykułów na jej temat, ale i tak pragnę więcej.
   Mam nadzieję, że ta krótka recenzja zachęci was do sięgnięcia po tę jedyną w swoim rodzaju autobiografię. Nawet po jej przeczytaniu, wciąż jestem w szoku i nie potrafię uwierzyć, jak jeden człowiek jest w stanie tak skrzywdzić drugiego. 
  Książka ta została wzbogacona o zdjęcia Jaycee z dzieciństwa oraz o skany i fragmenty prowadzonych przez nią dzienników. Jako drobną ciekawostkę, poniżej załączam wam dokument dotyczący Jaycee oraz jej porwania. Enjoy!


Moja ocena 10/10

See you
Kamila
UDOSTĘPNIJ TEN POST

16 lipca 2016

Lipcowe zdobycze :)

Hejka!
   Z okazji pomyślnie zakończonego roku szkolnego, postanowiłam zaszaleć i zamówiłam przesyłki w dwóch sklepach internetowych- Aros oraz Yatta. Jak zwykle Aros mnie nie zawiódł, co do Yatta mam jednak pewne zastrzeżenia. Przed wami moje książkowo-mangowe nowości oraz kilka uroczych gadżetów. Zapraszam!




Będziesz tam?


   Po przeczytaniu kilku książek tego autora stwierdziłam, że potrzebuję więcej. Gdy tylko dowiedziałam się, że jedna z jego powieści dotyczy mojego ulubionego motywu w filmie i literaturze - podróży w czasie - zamówiłam ją bez wahania. Pochłonęłam tę powieść w dwa wieczory i muszę przyznać, że kolejny raz się nie zawiodłam. Czytając książki Musso do samego końca nie mam pojęcia, jak zakończy się akcja- właśnie to uwielbiam w jego prozie. Jednakże w pewnym momencie odniosłam wrażenie, jakby autor kopiował samego siebie, a mianowicie wiele motywów w jego powieściach, zwyczajnie się powtarza. Wydaje mi się, że jeżeli przeczytam jeszcze jedną jego książkę, nie będę już musiała sięgać po kolejne- poznam wszystkie możliwe motywy i już nic nie będzie dla mnie zaskakujące. Pomimo tej kwestii, bardzo gorąco polecam "Będziesz tam?". Nie będziecie mogli oderwać się od lektury!

Znajdę Cię, Crystal


   Z zakupem tej książki zwlekałam z ładnych parę lat. Przyczyna? Brak pieniędzy oraz ciekawsze tytuły na horyzoncie. Postanowiłam zamówić "Crystal" z tego względu, iż posiadam poprzednie dwie części trylogii i chciałam mieć wreszcie ślicznie wyglądający na półce komplecik. To, że poprzednie tomy mi się podobały i miło mi się je czytało, jest raczej oczywiste- nie kontynuowałabym cyklu, który nie przypadł mi do gustu. Kiedy otrzymałam przesyłkę i położyłam w końcu książkę na półce, poczułam rozczarowanie. Dlaczego grzbiet okładki różni się swoim wyglądem od poprzednich tomów serii? Może i wygląda on estetycznie, ale cykle powinny mieć to do siebie, że ich okładki są niemal w 100% identyczne! Cóż, mam tylko nadzieję, że autorka tej książki nie rozczaruje mnie tak, jak graficy z wydawnictwa. No wstyd! 


Acony


   Jedna z moich najukochańszych mang! Po raz pierwszy zetknęłam się z nią trzy lata temu i przeczytałam ją w całości na internecie. Tajemniczy budynek, mieszkańcy nie z tego świata, odrobina mroku i tajemnic- finezja. Kiedy dowiedziałam się, że jedno z polskich wydawnictw postanowiłam ją wydać, byłam ogromnie szczęśliwa. Od kiedy przeczytałam tę mangę marzyłam, aby pewnego dnia mieć ją na swojej półce. Jak widać, marzenia się spełniają :D Wydawnictwo Waneko postanowiło połączyć ze sobą 3 krótkie tomiki, w efekcie czego "Acony" stała się nie lada mangową cegłą! Mam dla was kilka przykładowych rysunków, które być może przekonają was do zakupu tego cudeńka. I jak?




Orange #3, #4 i #5




   Jeszcze nie zabrałam się za dokończenie tej serii. Ostatnio czytałam same romanse i muszę zrobić sobie od nich chwilową przerwę. Jednakże wiedzcie, że jestem wprost zachwycona tym tytułem! Jedyne co bym w nim nieco dopracowała, to okładki. Może i wyglądają estetycznie, jednakże czarno-białe rysunki wychodzą autorce znacznie lepiej, niż te kolorowe. W każdym razie jest to seria, która niewątpliwie spodoba się nawet tym, którzy nie ma ją do czynienia z mangami na co dzień. 

Wzgórze Apolla #5


   Jest to kolejna manga po "Acony", którą znalazłam i przeczytałam na internecie, a gdy tylko wydano ją w Polsce, od razu zdecydowałam się na jej zakup. Mogłabym zachwycać się tutaj bardzo długo tym tytułem, jednakże nie mam na to tyle czasu XD Jedyne co mi się w nim niezbyt podoba, to format, w jakim został wydany. Nie jest on typowo mangowy - czyli B6 - tylko nieco większy- A5. Może i czytanie takiego tomiku jest nieco wygodniejsze (rysunki są większe i przejrzystsze), jednakże dla mnie traci on swoje mangowe właściwości. Uwielbiam mangi w tym małym formacie. Kiedy biorę taki tomik do ręki to naprawdę czuję, że jest to manga, a nie zwykły komiks. Nie wiem, czy moje wątpliwości są dla was zrozumiałe. Chodzi mi tutaj o uczucie, kiedy przestajecie rozpoznawać coś, co kiedyś kochaliście i było dla was znajome. 

Gadżety


   Chyba już nigdy nie zamówię niczego na Yatta. Nie dość, że musiałam długo czekać na przesyłkę, to jeszcze w dwóch przypinkach znalazłam rzucające się w oczy wgłębienia. Cóż, mimo wszystko cieszę się, że w końcu mam moje upragnione gadżety. Jeden z breloczków planuję przypiąć do torebki, zaś drugi (wraz z przypinkami) do szkolnego piórnika. Przynajmniej będę miała na czym skupić uwagę podczas nudnych lekcji...

Mały bonus :D



   Jakiś czas temu wybrałam się z przyjaciółmi na Podkarpacki Festiwal Kultury Japońskiej "Lotus", który miał miejsce w I Liceum Ogólnokształcącym w Rzeszowie. Jedną z sal zaadaptowano pod sklepik z różnymi przedmiotami i oto owoce mojego polowania. Jedna z przypinek została wykonana na specjalne zamówienie i jestem z niej niesamowicie dumna, bowiem przedstawia jedną z moich najulubieńszych bohaterek (to ta różowa). Plakat z Totoro wygrałam na loterii, z czego również się niesamowicie cieszę. Sam festiwal przebiegł w bardzo miłej atmosferze, ale niestety przez nieznośny upał ulotniliśmy się z niego wcześniej, niż było to zaplanowane. Festiwal miał miejsce 2 i 3 lipca, czyli w sobotę i niedzielę. Ze względu na trudności z dojazdem, zjawiliśmy się tam tylko w sobotę. Mam nadzieję, że w przyszłym roku grupa "Lotus" również zorganizuje równie ciekawe wydarzenie. Czy ktoś z was na nim był lub o nim słyszał? Dajcie znać w komentarzu!


Kocham piękne drzewa, a wy?

See you
Kamila
UDOSTĘPNIJ TEN POST

09 lipca 2016

Zapomniane anime cz.4

Hejo!
   Nadeszła pora na kolejną część listy dotyczącej zapomnianych anime. Cykl ten liczy sobie już 3 posty, a linki do nich znajdziecie w zakładce u góry. Zapraszam!

Uta Kata 


   Oglądnęłam to anime stosunkowo niedawno, bo w maju tego roku. Potrzebowałam chwili nostalgii i relaksu. Sięgnęłam więc po tytuł, który fabularnie bardzo przypominał mi te anime, którymi zachwycałam się za czasów szkoły podstawowej i początków gimnazjum. 
   Ostatnie wakacje na pewno pozostaną w pamięci Ichiki na kolejne, długie lata. Przebywając na terenie opuszczonej części szkoły, nastolatce udaje się znaleźć tajemnicze lustro, z którego wyłania się ciekawie wyglądająca dziewczyna. Nieznajoma przedstawia się jako Manatsu i pragnie spędzić z Ichiką nadchodzące wakacje. Dziewczyna przystaje na jej propozycję i szybko przekonuje się, iż Manatsu jest posiadaczką magicznej mocy, która z czasem stanie się także i udziałem Ichiki. 
   Brzmi nieco naiwnie? Cóż, taki i urok historii dla młodszych widzów. Zaraz! Czy aby na pewno dla młodszych? Oglądając to anime udało mi się zauważyć kilka sytuacji, kiedy to niepotrzebnie zostały dodane elementy ecchi, co nie ukrywam, mocno mnie zdziwiło. Jeżeli więc chcielibyście polecić tę serię komuś młodszemu, radzę uważać. 
   Mimo wszystko, "Uta Kata" ma swój urok. Podczas oglądania każdego z odcinków czułam się tak, jakby to było moje pierwsze anime. Jeszcze długo po skończeniu tej serii, czułam nostalgię i ciepło na sercu. Mimo, iż główna bohaterka dołowała mnie momentami swoją naiwnością, to oglądałam to anime z przyjemnością i niczego nie żałuję (i nie czuję, że rymuję). 

   
Mermaid Melody Pichi Pichi Pitch


   Gorszego tytułu chyba nie dało się wymyślić. Yyy... Może to jednak lepiej, że to anime poszło w zapomnienie? 
   Fabuła "Mermaid Melody..." mocno bazuje na baśni pt. "Mała syrenka" autorstwa Hansa Christiana Andersena, jednakże nie obyło się bez udziwnień. Kilkuletniej syreniej księżniczce o imieniu Lucia, udaje się uratować tonącego w morskich głębinach chłopca. By przywrócić mu oddech, dziewczynka oddaje mu swoją drogocenną perłę, która jest źródłem jej nadprzyrodzonej mocy. Kilka lat później, kiedy to złe podwodne moce powoli zaczynają dążyć do przejęcia kontroli nad powierzchnią, dziewczyna przybiera ludzką postać i stara się odnaleźć chłopaka, ponieważ musi odzyskać perłę. Lucia nigdy nie zapomniała, iż tamten chłopiec był jej pierwszą miłością, więc nie trudno zgadnąć, iż ponowne spotkanie go po wielu latach, rozpali to uczucie na nowo. 
   Jak widać mamy tutaj przykład typowego romansu z dodatkiem fantasy oraz, o czym nie wspomniałam wcześniej, magical girls! Cała masa magical girls! Syrenki ratujące ludzkość śpiewaniem jednej i tej samej piosenki są tym, na co na pewno większość z was czekała! No, może tylko nieliczni, ale to zawsze coś. Jeżeli pragniecie przenieść się w czasy podstawówki i przy okazji ogłuchnąć, gorąco polecam! 


I My Me! Strawberry Eggs


   Od razu uprzedzam pytania- nie, dzisiejszy wpis nie jest konkursem na najgłupszy tytuł anime wszech czasów. 
   Głównym bohaterem tej historii jest młody nauczyciel WF-u, który desperacko stara się o pracę w pobliskiej szkole. Niestety, ale tamtejsza dyrektorka uważa mężczyzn za niegodnych wykonywania zawodu nauczyciela, więc ten zmuszony jest uciec się do podstępu. Przebrany za kobietę z łatwością dostaje posadę nauczyciela WF, dzięki czemu w końcu udaje mu się spłacić zaległy czynsz za mieszkanie. Mężczyzna nie podejrzewałby jednak, iż poczuje coś więcej do jednej ze swoich uczennic. Czy ich uczucie rzeczywiście skazane jest z góry na niepowodzenie?
   Anime samo w sobie jest mocno przeciętne, jednakże udało mu się wzruszyć mnie kilka razy, czy poprawić humor na resztę dnia. Sam główny bohater był bardzo serdeczną postacią, jednakże dziewczyna, w której się zakochał... Jakby to powiedzieć... Rozumiem, że ktoś może być niezdarny, jednakże są jakieś granice. Po dłuższym zastanowieniu, udało mi się jednak znaleźć pewne plusy jej braku zaradności, otóż nasz główny bohater miał ogromne pole do popisu i mógł pomóc jej na wiele sposobów. W ten jakże łatwy sposób mógł zaskarbić sobie jej sympatię oraz podbudować swoje męskie ego. No co XD 
   Pomimo swojego durnie brzmiącego i zniechęcającego tytułu, to anime jest warte uwagi i można miło spędzić przy nim czas. Jeżeli nie odstraszył was też wątek romantyczny nauczyciel - uczennica (chociaż nie wiem, czy w tym przypadku nie powinnam napisać nauczycielka - uczennica), serdecznie zachęcam! 



Fire Tripper


   Czyżby wszyscy zdążyli już zapomnieć o twórczości Rumiko Takahashi i ekranizacjach jej mang? To już czwarta część spisu zapomnianych anime, a planuję przedstawić tutaj jeszcze kilka innych historii jej autorstwa. Smutno mi, Panie...
   Podczas spaceru Suzuko ze swoim malutkim sąsiadem - Shuheiem - dochodzi do tragedii. Suzuko i Shuhei stają się ofiarami wybuchu zbiornika z gazem, jednakże dziewczynie udaje się cudem ujść z życiem. Jest jednak jedno małe ale- jakim cudem nastolatka przeniosła się setki lat wstecz? Jakby tego było mało, Suzuko znalazła się w samym centrum bitwy i gdyby nie szybka interwencja pewnego młodego wojownika, byłaby już zapewne nieżywa. Pomiędzy nią, a żołnierzem szybko rodzi się poważne uczucie. Niestety, ale kolejna podróż w czasie pokazuje jej, iż ona i młody wojownik nie powinni być ze sobą razem.  
   Wydaje mi się, że w powyższym opisie fabuły, za bardzo skupiłam się na jak najdokładniejszym przedstawieniu sytuacji miłosnej, jaka zaistniała pomiędzy dwójką głównych bohaterów. Inną, równie ważną kwestią w tym anime, są poszukiwania małego Shuheia, których podejmuje się Suzuko. To właśnie podczas tych częstych wypraw, nasza dójka bardzo się do siebie zbliża. 
  Ci z was, którzy być może oglądali kiedyś anime "InuYasha" powinni zauważyć ogromne podobieństwo pomiędzy tymi dwiema historiami. Możliwe jest, iż Rumiko Takahashi tworząc "InuYashę" wzorowała się na stworzonej kilka lat wcześniej przez siebie historii. 
   Ta zaledwie pięćdziesięciominutowa produkcja ma już swoje lata, a co za tym idzie, nie jest w stanie zachwycić widza swoją dopracowaną grafiką i zachwycającymi efektami specjalnymi. Należy jednak pamiętać, iż to właśnie te starsze anime posiadają jedyny w swoim rodzaju klimat, o którym zawsze chętnie wspominam. Czasami nawet i dla niego warto sięgnąć po jakiś zapomniany, wiekowy tytuł.



Vision of Escaflowne 


   Niestety, ale niechlubnie muszę się przyznać do tego, iż dałam sobie spokój z tym anime po zaledwie 5 odcinkach. Później zapomniałam o nim na kilka lat i przypomniałam dopiero w momencie, kiedy zastanawiałam się, jaki jeszcze tytuł mogłabym umieścić na liście z zapomnianymi anime. Teraz się jednak zastanawiam, czy nie powinnam dać temu tytułowi drugiej szansy.
   Hitomi nigdy nie podejrzewałaby, iż istnieje inny świat, a jego mieszkańcy nazywają planetę Ziemię "Mistycznym Księżycem". Podczas jednego ze spotkań z przyjaciółmi, dziewczyna jest świadkiem walki pomiędzy ogromną bestią, a tajemniczym chłopakiem, który po zakończonej sukcesem bitwie, zabiera Hitomi ze sobą do wspomnianego wcześniej świata - Gaei. Dziewczyna stopniowo odkrywa w sobie moc przewidywania przyszłości, która niewątpliwie przyda się przy obronie nowo poznanej przez nią krainy.
   Wiele dobrego można usłyszeć na temat tej produkcji, szczególnie wysoko oceniana jest muzyka skomponowana na potrzeby tego anime. Ciekawostką jest, iż została ona stworzona przez Yoko Kanno, która współpracowała z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Warszawskiej. Powinniśmy być z tego dumni!
   Jest w tym anime pewna rzecz, która niestety bardzo rzuca mi się w oczy, a chodzi mi tutaj o wygląd twarzy postaci. Na powyższym obrazku tego nie widać, jednakże ich nosy są przesadnie i nienaturalnie wydłużone, nawet jak na anime. Oglądnijcie opening, to się przekonacie. 
   "Vision of Escaflowne" jest barwną mieszanką gatunkową i każdy powinien znaleźć w niej coś dla siebie. Trochę romansu, trochę przygód i świetne anime gotowe! 



Uroczy obrazek :D

   Aby dochować tradycji, muszę wam zadać pytanie- które z powyższych anime najbardziej was zainteresowało? Czekam na wasze odpowiedzi w komentarzach!

See you
Kamila
UDOSTĘPNIJ TEN POST

01 lipca 2016

Śmiać się, czy płakać?- recenzja filmu pt."Another"

Hejka!
   Powracam po dłuższej przerwie! Ostatni tydzień przed zakończeniem roku szkolnego spędziłam na wymianie w Niemczech. Udało mi się zwiedzić Kolonię, spędzić niemal cały dzień w parku rozrywki "Phantasialand" oraz zobaczyć wiele innych ciekawych miejsc. Dowiedziałam się, że moje imię okropnie brzmi, gdy wymawiają je Niemcy ("KaMYla"...brrr!) oraz, że mimo wszystko w Polsce są o wiele niższe ceny. Nie przychodzę jednak dzisiaj do was z powieścią zatytułowaną "Mój cudownie cudowny tydzień w Niemczech", tylko pragnę zapoznać was bliżej z filmem pt."Another" (z góry uprzedzam, że możecie natknąć się na spoilery, a rzadko zdarza mi się jakiekolwiek umieszczać, przynajmniej taką mam nadzieję). Zapraszam!


   Gimnazjum Yomikita znajdujące się w miasteczku Yomiyama kryje pewną mroczną tajemnicę. Kiedy przed ponad dwudziestoma laty pewna osoba z klasy IIIc - Misaki - ginie, wszyscy rówieśnicy z klasy postanawiają zachowywać się tak, jak gdyby nigdy nie doszło do żadnego śmiertelnego wypadku, a Misaki wciąż żyje i znajduje się wśród nich. Uczniowie IIIc przeżywają jednak szok, gdy na klasowym zdjęciu udaje im się znaleźć jedną dodatkową osobę, a jest nią nie kto inny, jak Misaki. Kiedy Kouichi Sakakibara przepisuje się do Yomikity, chłopak nie jest świadomy owej mrocznej historii związanej z klasą IIIc oraz faktu, iż co roku owa klasa jest narażona na ogromne niebezpieczeństwo. Podczas pierwszych dni pobytu w miasteczku, chłopak wpada na tajemniczą dziewczynę z opaską na oku. Unosząca się wokół niej aura sprawia, że Kouichi czuje zbliżające się zagrożenie.
   Zakładam, że ci z was, którzy interesują się mangami i anime, na pewno słyszeli już kiedyś o tej historii. Jest to jeden z najbardziej kultowych horrorów i możliwe dlatego w 2012 roku, pewna grupa śmiałków postanowiła zrobić live action tej serii. Jaki osiągnęli efekt? Delikatnie mówiąc- mierny. Jestem w stanie zrozumieć fakt, iż nie da się upchnąć całej treści czterotomowej mangi w ponad półtoragodzinnym filmie, jednakże twórcy mocno mnie rozczarowali swoją postawą. Wycieli z mangi przypadkowe fragmenty i zamiast rozwinąć najciekawsze z nich, wszystkie potraktowali w jednakowo lekceważący sposób. Ostatecznie cała ta historia straciła swój jedyny i niepowtarzalny mroczny klimat, a w wyniku pośpiesznego sklecania fabuły, wiele wątków nie doczekało się swojego zakończenia.
   Za każdym razem, kiedy oglądam jakąś ekranizację zastanawiam się, czy byłabym w stanie odnaleźć się w treści filmu bez ówczesnego zapoznania się z oryginałem? W przypadku tej produkcji jestem naprawdę zaciekawiona, ponieważ jest to jedna z tych historii, że jeżeli tylko odwrócisz wzrok na sekundę, momentalnie przestajesz nadążać za tempem fabuły. Do tego, wszystkie wątki są nieźle pokręcone i w przypadku mangi zajęło mi chwilę aby pojąć, o co tak naprawdę w niej chodziło. Dobra, przesadziłam trochę ze stwierdzeniem, że nie można nadążyć za tempem w "Anotherze". Akcja w tym filmie przebiega dosyć szybko, jednakże średnio rozgarnięty widz powinien być w stanie ogarnąć, co się w danym momencie dzieje (jeżeli uraziłam kogoś tym "średnio rozgarniętym widzem" to przepraszam, ale sama chyba takim jestem).


   Zdecydowanie jednym z największych plusów tej produkcji jest budująca napięcie muzyka. Nie była ona może najwyższych lotów, jednakże śmiało można stwierdzić, iż spełniała swoją rolę. Żałuję tylko, że najlepszą piosenkę twórcy zdecydowali się umieścić na samym końcu. Czyżby miała to być taka wisienka na torcie? Patrząc na całokształt tego filmu, niestety nie za bardzo...
   Ci z was, którzy czytali moje poprzednie recenzje wiedzą, że uwielbiam skarżyć się na dosyć nieudolną grę Japończyków. Guess what? Japończycy znowu mnie zawiedli! Oglądając ich popisy przed kamerą miałam wrażenie, jakby większość z nich dostało specjalne wytyczne od reżysera, a brzmiały one mniej więcej tak: "Ty! [wskazuje palcem] Ty masz się cały czas głupio uśmiechać! Ty! [wskazuje palcem kogoś innego] Ty masz cały czas mieć pretensje o wszystko do wszystkich! A ty... [drapie się po brodzie] Ty bądź taki, jaki jesteś, czyli nijaki! Dobraaaaa! Kręcimyyyy!" (ten fragment mocno trąci Mietczyńskim i jego recenzją "Kac Wawy", chyba za często go oglądam XD). 
   Czas przejść do największych minusów "Anothera", a są nimi beznadziejne efekty specjalne i rekwizyty, które wyglądały jakby zostały zakupione w sklepie "Wszystko za 5 zł". Twórcy powinni sprawdzić swój budżet zanim zabrali się za kręcenie tego filmu, ponieważ efektowne zgony i elementy nadprzyrodzone są jednymi z ważniejszych elementów tej historii, a umiejętne ukazanie ich na ekranie mogło być kluczem to sukcesu. Niestety, w tym przypadku twórcy bezpowrotnie zaprzepaścili swoją szansę. Pokażę wam kilka rzeczy, które wyjątkowo zwróciły moją uwagę. UWAGA! SPOILERY!


   W jednej ze scen, uczennica klasy IIIc przewraca się na śliskiej podłodze, po czym ląduje na otwartym parasolu i przebija sobie nim tchawicę (ałć!). Na owym zbliżeniu wcale nie widać wcześniej wspomnianej dziewczyny, a jedynie lalkę! Jestem zbulwersowana tym, w jaki sposób twórcy potraktowali mnie, jako widza. Czy oni myśleli, że ja się nie zorientuję, że to nie był człowiek tylko zwykła lalka, a poruszała się tylko dlatego, że ktoś nią potrząsał? Biorę pod uwagę jednak pewien istotny fakt, albowiem w "Anotherze" co jakiś czas przewija się temat lalek: lalka zastępująca zmarłą Misaki, lalki z tajemniczego sklepu itd. Czyżby zastępując cierpiących ludzi lalkami, twórcy chcieli w ten sposób trzymać się tego wcześniej ustalonego motywu? Może to był tylko taki zabieg artystyczny, a ja się niepotrzebnie denerwuję? Nie mam pojęcia, w każdym razie w innej ze scen jesteśmy zaskakiwani kolejnymi, lalkowato wyglądającymi częściami ciała. Zobaczcie:


      Jak dla mnie wygląda to średnio przekonująco. 
   Wcześniej wspomniałam o tanich rekwizytach rodem ze sklepów "Wszystko za 5 zł", dla przeciwwagi muszę jednak przyznać, że pojawiające się w filmie ucharakteryzowane lalki wywarły na mnie ogromne wrażenie. Wzbudzały we mnie zarówno zachwyt jak i niepokój. Zwróciłam także uwagę na niektóre stylizacje postaci Mei Misaki. Nie były może zbyt wyszukane, ale w pewien sposób pasowały do jej wizerunku. 





   A teraz czas na gwiazdę wieczoru! Panie i panowie, przed państwem KOLOR ŚMIERCI. Tak, ten jelito-podobny glut to kolor śmierci, który Mei Misaki widziała swoim okiem lalki. Śliczny prawda? Cóż... Ja osobiście kolor śmierci wyobrażałam sobie jako aurę otaczającą daną osobę, nawet w mandze było to przedstawione w podobny sposób... Skąd pomysł na jakiegoś śmiercionośnego gluta?! Na planie tego filmu musieli się znajdować naprawdę bardzo kreatywni ludzie... Z tego wszystkiego aż zaczęłam nadużywać trzech kropek... Chyba jest ze mną źle...


A tutaj macie piękną mangową Mei Misaki jako odtrutkę po tych wszystkich okropnościach, jakie wam dziś zaserwowałam. Przepraszam ;_;

   Sama nie wiem, jak mam podsumować tę recenzję. Zarówno w świetle anime, a już w szczególności mangi, ten film wypada wyjątkowo blado. Nie jest to jednakże powód, aby go całkowicie odrzucać i nienawidzić. Warto go obejrzeć chociażby z tego względu, aby mieć całkowite rozeznanie w tej historii. Chociaż nie... Sama nie wiem, czy oglądanie tego filmu nie pomiesza w głowie tym, którzy średnio rozumieją o co chodzi w "Anotherze". Hmmm... Powiem więc bardzo filozoficznie: "Zróbcie to, co uważacie za słuszne".
   Jeżeli zdecydowaliście się na oglądnięcie tego filmu, znajdziecie go na TEJ stronie. 

Moja ocena 5/10

See you
Kamila
PS Czy wy też kiedy recenzujecie słabe tytuły stajecie się nagle złośliwi? Jak czytam tę moją recenzję to tyle jadu w niej widzę, że szkoda gadać!
UDOSTĘPNIJ TEN POST
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.