10 sierpnia 2018

Filomwe trio #2 - "Ghost in the Shell", "Deadpool" i "The Truman Show"

Hejka!
   Przed Wami kolejna część z cyklu "Filmowe trio", gdzie krótko i (w miarę) zwięźle recenzuję trzy ostatnio oglądane przeze mnie filmy. Zapraszam! 

Ghost in the Shell (2017)


źródło: imdb.com

   Przez bardzo długi czas nie mogłam przekonać samej siebie, że ta produkcja może mnie w jakikolwiek sposób ująć. Spory wpływ na to miało moje niezbyt chętne podejście do pierwowzoru, czyli anime z 1995 roku; atmosfera tej historii była dla mnie zbyt przytłaczająca, przez co nie byłam w stanie obejrzeć jej do końca. Pewnego letniego wieczoru, namówiona przez moje koleżanki, postanowiłam dać w końcu szansę zeszłorocznemu "Ghost in the Shell" i ku mojemu zaskoczeniu naprawdę dobrze bawiłam się w trakcie seansu. Wedle opinii moich koleżanek, które widziały w całości anime z 1995 roku, ta wersja jest o wiele mniej skomplikowana i mroczna, jeżeli chodzi o fabułę, co osobiście uznaję za dużą zaletę. Jak się też później okazało, ten film w pewien sposób zachęcił mnie, abym w końcu nadrobiła oryginalne "Ghost in the Shell", czyli kolejny plus.
   Ci, którzy również planują obejrzeć ten klasyk, a mają obawy, że nie odnajdą się w jego klimacie lub uniwersum, powinni śmiało sięgnąć po tę wersję, która moim zdaniem może stanowić swego rodzaju wstęp do oryginału. "Ghost in the Shell" z 2017 roku zachwyca bajeczną grą świateł, efektownymi walkami oraz doskonałym aktorstwem Scarlett Johansson, a do tego wcale nie wypada o wiele gorzej w porównaniu z anime. W moim odczuciu "Ghost in the Shell" nie jest rozczarowaniem, lecz przekonam się o tym w pełni dopiero, gdy sięgnę po oryginał (a to już niedługo!).

Deadpool (2016)


źródło: joblo.com

   Nie będę owijać w bawełnę- ten film jest zupełnie nie w moim guście. Cięty i niepoprawny humor, który niezaprzeczalnie stanowi najbardziej charakterystyczny element tej produkcji był dla mnie niesmaczny, a momentami wręcz potwornie prostacki. Lubię czarny humor i sprośne żarty, ale raczej w umiarkowanej ilości; taka kumulacja to dla mnie zdecydowanie za dużo. 
   Cała reszta była dla mnie po prostu OK. Pomysł na fabułę wydaje mi się dość ciekawy, choć nie był szczególnie odkrywczy, ale gdyby dodać do akcji jeszcze więcej dramatyzmu byłabym naprawdę zadowolona. Muzyka też przypadła mi do gustu, efekty specjalne stoją tutaj na ogromnie wysokim poziomie, i w sumie, to chyba na tyle... A nie! Podobały mi się jeszcze sceny z hinduskim taksówkarzem i postaci Colossusa i Negasonic Teenage Warhead (omg, moc tej dziewczyny była niesamowicie epicka!).
  Kino superbohaterów średnio leży w moim guście, a po obejrzeniu "Deadpoola" to się wręcz do niego zraziłam. Przykro mi z tego powodu, gdyż liczyłam, że tak głośna produkcja wywrze na mnie lepsze wrażenie. Nie przytaczałam tutaj jej fabuły, gdyż... po prostu nie chcę mi się. Lećmy dalej!

The Truman Show (1998)


źródło: fffmovieposters.com

   Ten film spowodował spore zwarcie w moim mózgu. Po jego obejrzeniu nie mogłam przestać zastanawiać się, SPOILER czy moje życie też nie jest przypadkiem wyreżyserowanym przez kogoś obcego serialem, który oglądają inni? Jeżeli tak, to im współczuję, bo w moim życiu nie dzieje się na tyle dużo, by było to warte emitowania 24/7. Widać scenarzysta był zatrudniony po znajomości, odwalił robotę i teraz zamiast dopisywać kolejne linijki scenariusza, siedzi sobie na Bahamach i sączy kolejnego drinka z palemką. Cóż, cieszę się, że chociaż napisał mi miłą i w miarę spokojną młodość, bo na pewno nie chciałabym przeżyć tego samego co Truman. KONIEC SPOILERU. CHOCIAŻ, CZY NAPRAWDĘ BYŁ TO AŻ TAKI SPOILER? ZAPRASZAM DO AKAPITU PONIŻEJ. 
   Trudno jest mówić na temat tego filmu bez zdradzenia jego kluczowego konceptu. Gdy został on wyjawiony w opisie fabuły na stronie filmweb.pl, pojawiło się na ten temat mnóstwo negatywnych komentarzy. Nie byłabym taka pewna co do tego, czy rzeczywiście jest to aż tak duży spoiler, jak twierdzą niektórzy, gdyż informacja, jaka jest główna oś fabularna "The Truman Show" pojawia się już w pierwszych sekundach filmu. Jeżeli jesteście ciekawi, co jest głównym tematem tej produkcji, kliknijcie w spoiler znajdujący się we wcześniejszym akapicie.
   SPOILER. TYM RAZEM MOŻLIWE, ŻE DOŚĆ SPORY. Jeżeli w momencie seansu odkryłam prawdę na temat swojego życia, to jest to naprawdę przykra świadomość, gdyż znaczy to tyle, że każda osoba w moim życiu jest nikim innym jak specjalnie wyselekcjonowanym aktorem. Moi przyjaciele mogą mnie w rzeczywistości nie znosić, ale muszą ze mną przebywać, bo po prostu taką dostali rolę. Nie bierzcie proszę tego wywodu na poważnie; nie jestem paranoiczką, tylko po prostu staram się zrozumieć co musiał czuć Truman w momencie, gdy zrozumiał, czym było jego życie. A było ono niczym więcej, jak ułudą i perfidnym kłamstwem. KONIEC SPOILERU.
   Od jakiegoś czasu nabrałam ochoty na kino lat 90 i wybór "The Truman Show" na pierwszy ogień było strzałem w dziesiątkę! Kocham grę Jima Carreya, który w roli Trumana jest podobnie szalony i przebojowy, co w innych. Fabuła, która po zakończeniu seansu na długo nie wyparowuje z głowy, to istny majstersztyk i choć miałabym co do niej wiele wątpliwości i pytań, to w żaden sposób nie potrafię uznać ją za nieudaną.


źródło: zerochan.net

Wakacyjny klimat <3

   Filmy, których dotyczy dzisiejszy post są bardzo rozpoznawalne i jestem pewna, że widzieliście lub słyszeliście o przynajmniej jednym z nich. Co sądzicie na ich temat? Szczególnie ciekawi mnie Wasza opinia na temat "Ghost in the Shell". 

See you
Kamila
UDOSTĘPNIJ TEN POST
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.