26 listopada 2017

Jak zmarnować dobrą historię- recenzja książki pt."Przeklęty grobowiec"

Hejka!
   Czuję się zrobiona w konia. Gdy wypożyczałam pierwszy tom serii "Śledztwa księcia Setny" liczyłam, że czeka mnie naprawdę wciągająca i trzymająca w napięciu lektura. Opis fabuły obiecywał wiele, lecz gdy przyszło do bezpośredniej konfrontacji ja vs. książka zrozumiałam, że miał on tylko częściowo do czynienia z rzeczywistością. Po wygranym pojedynku z nijaką lekturą postanowiłam, że zrelacjonuję Wam, jak wyglądał ten trudny i męczący bój. Zapraszam!


Informacje ogólne
Oryginalny tytuł: La tombe maudite
Tłumaczenie: Monika Szewc-Osiecka
Wydawca: Rebis
Liczba stron: 272
Rok wydania: 2016

   W każdej z recenzji staram się samodzielnie zredagować opis fabuły omawianego dzieła, jednakże tym razem wykorzystam informacje, które znajdują się na odwrocie "Przeklętego grobowca" (czy może raczej na stronie internetowej wydawnictwa, aaale na okładce było akurat dokładnie to samo). 
Miłość, gry pozorów, układy. Pierwsza odsłona intrygi rozgrywającej się w samym sercu starożytnego Egiptu.

Krótko po zwycięstwie sił faraona Ramzesa II w bitwie z Nubijczykami dochodzi do tragedii: z przeklętego grobowca znika największy ze skarbów - zapieczętowany dzban Ozyrysa, w którym zamknięto tajemnicę życia i śmierci. Książę Setna, młodszy syn władcy, jest świetnie wykształconym skrybą i błyskotliwym kapłanem świątyni boga Ptaha. By zniweczyć plany złodzieja, Setna sprzymierza się z młodą, czarującą uzdrowicielką, kapłanką ze świątyni bogini Sechmet, a przy okazji zakochuje się w niej. Sekhet odwzajemnia jego uczucie. Czy ich miłość i wiedza okażą się dość silne, by pokonać działanie złych mocy?

Przeklęty grobowiec nie tylko zaciekawia sensacyjną, wartką fabułą, ale także przenosi czytelnika w tajemniczy i fascynujący, wciąż na nowo odkrywany kraj faraonów. Autor z niezwykłą wręcz precyzją oddaje realia starożytnego Egiptu, w którym światy bogów i ludzi przenikały się w każdej dziedzinie życia, a to, co boskie, było nierozłącznie związane z tym, co ludzkie.
   Przyznajcie sami, że brzmi kusząco; właśnie te informacje skłoniły mnie do sięgnięcia po "Przeklęty grobowiec". Czas jednak, aby przejść do relacji z mojego bezpośredniego starcia  jeden na jeden z tą powieścią. Nastała pora, kiedy wszyscy poznają prawdę na temat mniejszych i większych mankamentów tego utworu (a uwierzcie mi- trochę tego jest). Jeżeli chodzi o zasady, to są one dość trudne do ustalenia. Każda dostrzeżona wada w utworze to cios dla mnie, jako dla czytelnika (czytanie złych książek bywa bolesne, stąd to przeświadczenie), ale również i raz dla książki, gdyż zdemaskowałam pewną jego niedoskonałość. Żebyście jednak nie pogubili się w tym zamęcie, przyjmijmy tę drugą wersję- każda wytknięta wada = cios dla "Przeklętego grobowca"; każda znaleziona zaleta = cios dla mnie. I wszystko jasne!
   Skoro ustaliliśmy już reguły, przejdźmy do tego, na co wszyscy czekacie. Przygotujcie popcorn, bo będzie ostro. Gotowi na rundę pierwszą?

Runda pierwsza
Styl pisania

Fight!

   Już na samym początku, czyli w momencie gdy zabrałam się za pierwszy rozdział, czułam, że coś z tą książką jest nie tak. Wszystko brzmiało w niej dziwnie znajomo, zupełnie jakbym już kiedyś ją czytała. Po kilku stronach zorientowałam się, skąd wzięło się to uczucie. Otóż styl pisania autora boleśnie przypomina mi moje wypociny z czasów początku liceum. Prawy sierpowy! Mamy pierwszy cios ze strony Kamili!  Co mam przez to na myśli? Mianowicie każde ze zdań brzmiało dla mnie tak, jak gdyby autor pisał je pod wpływem przymusu; zupełnie jak ja, gdy musiałam napisać wypracowanie na wyjątkowo trudny i niezrozumiały temat. Żeby wyrazić się jeszcze jaśniej- chodzi mi o to, że prozie autora zupełnie brakuje polotu, a sam jego styl jest wprost toporny.
   Tym, co również szczególnie rzuciło mi się w oczy, są co prawda krótkie, ale bezsensownie szczegółowe opisy, którymi Jacq co jakiś czas raczy czytelnika (czyżby to miała być ta niezwykła precyzja, o której wspominają w opisie fabuły?). Drugi cios! Choć tym razem "Przeklęty grobowiec" był na niego lepiej przygotowany, i tak nie zdołał się przed nim obronić! Dotyczyły one zazwyczaj przeszłości danej postaci, bądź też informacji z danej sfery jej życia. Rozumiem, że skoro autor specjalizuje się w pisaniu prac naukowych i powieści historycznych, będzie chciał zamieścić w "Przeklętym grobowcu" jak najwięcej informacji na temat epoki, w której toczy się akcja. Szkoda jednak, że zrobił to w tak nieumiejętny sposób. Te "wplecione mimochodem" fakty z życia mieszkańców starożytnego Egiptu są dla mnie zbyt nachalne; w prozie Jacq'a brakuje jakiejkolwiek subtelności. 
   Kolejną ważną rzeczą, są wykrzyknienia... "Przeklęty grobowiec" dzielnie znosi kolejny uraz, choć tym razem idzie mu jeszcze gorzej. Jeżeli w tym momencie przyjrzymy się bliżej całej sytuacji, to można śmiało stwierdzić, iż Kamila powoli zdobywa przewagę! Kiedy byłam nieco młodsza (łoj, bo teraz to jestem taaka staaara) przez bardzo długi czas używałam ich gęsto w swoich recenzjach i wypracowaniach; dopiero od jakiegoś czasu staram się z nimi walczyć. Za to Jacq w ogóle się z nimi nie krępuje- rzuca nimi na prawo i lewo, dosłownie w niemal każdym fragmencie. Zapewne miał w tym zamiar nadać swojej historii odrobinę więcej dramaturgii i uzewnętrznić emocje, jakie targały bohaterami, ale ostatecznie uzyskał odwrotny efekt; wiele wydarzeń prezentuje się po prostu komicznie, a bohaterowie zachowywali się momentami jak skończeni histerycy.
   Nierzadko też Jacq ostro przeginał ze swoimi naukowymi skłonnościami, w efekcie czego niektóre fragmenty "Przeklętego grobowca" przypominają bardziej szkolny podręcznik do historii, aniżeli powieść. Pozwólcie, że przytoczę Wam mój ulubiony fragment:
Spośród Nubijczyków nikt nie ocalał, po stronie Egipcjan było trzech zabitych i dziesięciu rannych. Wodzowie plemion, dowiedziawszy się o miażdżącym zwycięstwie Ramzesa, w dowód ostatecznego poddania ofiarowali mu strusie pióra i skóry lampartów. Król ze swej strony zapowiedział im wzniesienie licznych sanktuariów i rozwój ekonomiczny regionu. 
~C.Jacq, Przeklęty grobowiec, Poznań: Dom Wydawniczy Rebis 2016 
   Naprawdę... Naprawdę?
   Proszę Państwa, kolejny celny cios ze strony naszej dzielnej czytelniczki. Ciekaw jestem, czy jej dobra passa utrzyma się do końca starcia. W każdym razie, koniec rundy pierwszej! Wygrywa ją Kamila! 



żródło: C.Jacq, Przeklęty grobowiec,Poznań,: Dom Wydawniczy Rebis 2016

 Runda druga
Bohaterowie

Fight!

   Dawno nie spotkałam nigdzie tak papierowych i jednowymiarowych postaci. Lewy sierpowy! "Przeklęty grobowiec" upada i z trudem powstaje z kolan!  Każdej z nich autor przypisał dwie, góra trzy cechy, czego trzymał się do samego końca tomu. Setna- mądry, ale ciapowaty. Sekhet- piękna, czarująca, zaradna. Ramesu (brat Setny)- młody gniewny. Stary- lubi wino, porządek i jest stary (to nie żart, naprawdę pojawia się tam taka postać). Ponadto, ciężko polubić któregokolwiek z bohaterów, bowiem ich zachowanie jest ciągle takie same; w pewnym momencie staje się to naprawdę irytujące. Sekhet to istna Mary Sue, więc zawsze wszystko jej wychodzi, Setnie również  nigdy nic nie umknie, Ramesu jak zwykle się na nich zdenerwuje, a Stary westchnie :" Ach, miłość, miłość..." i pójdzie się napić wina. Nic specjalnego. 
   Kamila zwycięża kolejną rundę i ma wyraźną przewagę nad przeciwnikiem! "Przeklęty grobowiec" z każdą potyczką coraz bardziej słabnie i nie zapowiada się, aby jego zła passa miała prędko przeminąć. Czy istnieje jednak jakakolwiek szansa na zmianę tej sytuacji? Zostańcie Państwo z nami! 

Runda trzecia
Przebieg akcji i fabuła

Fight!

   Toporny styl, który już wcześniej wytknęłam autorowi, sprawia, że czytelnikowi nie sposób poczuć dramaturgię i magię historii, jaka przedstawiona jest w książce. Nokaut! Proszę Państwa, cóż to za nokaut! "Przeklęty grobowiec" upada i nie podnosi się z podłogi. Kamila jest na prostej drodze do zwycięstwa!  Mimo, iż opisy akcji przesycone są wykrzyknieniami i silnymi emocjami, autorowi nie udaje się wywołać podobnych wrażeń w odbiorcy. Przykładowo- gdy natykałam się na sceny, gdzie dany bohater był na skraju życia i śmierci, nie wywierało to na mnie najmniejszego wrażenia. Swoją drogą, chyba ani razu nie poczułam, że autorowi udało się mnie prawdziwie porwać i wciągnąć w akcję. Co jakiś czas niektóre sceny przykuwały moją uwagę, ale nie czułam wtedy takiego prawdziwego, szczerego zainteresowania. 
   Bardzo nie lubię, gdy akcja w danym utworze toczy się zbyt szybkim tempem. Zgadliście, nie inaczej dzieje się tutaj. SPOILER Wielkie bitwy zajmują z jeden, może dwa rozdziały, para głównych bohaterów przyrzeka sobie dozgonną miłość po dwóch lub trzech spotkaniach i w dosyć młodym wieku zdobywają mądrość od bogów, którym służą. Wydaje mi się, że autor powinien dać trochę więcej czasu na "dojrzenie" każdemu  z tych wątków. KONIEC SPOILERU  
   Muszę jednak przyznać autorowi jedną rzecz, a mianowicie nie najgorzej wychodzą mu zwroty akcji. Szczególnie ten z jednego z ostatnich rozdziałów bardzo mnie zaskoczył. Iii to w zasadzie tyle, jeżeli chodzi o pozytywne cechy tej powieści. O! Nie jest też zbyt długa- kolejna zaleta. Co więcej, jej czcionka jest dosyć spora, więc czytanie idzie całkiem sprawnie. No chyba, że się utknie na którejś ze scen i nie ma się motywacji, aby ponownie sięgnąć po tę powieść, a jest to wysoce prawdopodobne. 
   Cóż to się dzieje? Czyżby nagły zwrot akcji? "Przeklęty grobowiec" doczołguje się do Kamili, ostatkiem sił chwyta ją za nogę i przewraca na ring! Chwileczkę, chwileczkę, to jeszcze nie koniec! Kamila powoli przeciera zakrwawioną twarz i... I... I rzuca się na przeciwnika! Przygniata go do podłogi, nie dając mu tym samym jakichkolwiek szans na ucieczkę. Trwa odliczanie! Jeszcze tylko kilka sekund... Tak! Kamila zwycięża! Proszę Państwa, cóż to była za walka! Gratulacje dla naszej zwyciężczyni! Pokonanie złej lektury to nie lada wyzwanie. Wielkie brawa, Proszę Państwa! 


źródło: wallpaperstock.net

   Uff, jak widzicie, to była naprawdę męcząca walka. Skoro więc czytanie "Przeklętego grobowca" sprawiło mi tyle bólu i zgryzoty, właściwie dlaczego nie postanowiłam przerwać lektury? Będę z Wami szczera- przez cały czas liczyłam, że w końcu uda mi się jakimś sposobem wciągnąć w tę powieść. Kiedy jednak zorientowałam się, że styl autora w nie zapowiada żadnej rychłej zmiany, postanowiłam dokończyć ją z czystej ciekawości. Jednakże trzeba przyznać, że niektóre z fragmentów - zwłaszcza te przedramatyzowane - czytało się z dziwną przyjemnością i satysfakcją; były moimi guilty pleassure po prostu. Czy w takim razie polecam Wam tę książkę? Jeżeli potwornie, ale to tak potwornie Wam się nudzi i nie macie co ze sobą zrobić, czemu nie? Jeżeli jednak szukacie wciągającej, ambitnej lektury, która pozwoli Wam poczuć magię starożytnego Egiptu, lepiej sięgnijcie po inny tytuł. 

Ocena dzieła

Fabuła 2/5
Bohaterowie 2/5
Wykonanie 1/5
Własne odczucie 2/5

Ostateczny wynik 3,5/10

See you
Kamila

PS Jak podoba Wam się ta dość nietypowa forma recenzji? Piszcie :D  
UDOSTĘPNIJ TEN POST

12 listopada 2017

Zdążyć na czas- recenzja filmu pt. "Time Renegades"

Hejka!
   Czas to potężna siła, której żaden ludzki wysiłek nie jest w stanie zatrzymać. Czasami jednak zdarzają się cuda, które pozwalają przekroczyć jego granice i wykorzystać go na własną korzyść. Przeszłość zaczyna mieszać się z przyszłością, a wszelkie bariery stopniowo się zacierają. Chcecie przekonać się na własne oczy, jak to wygląda? Jeżeli tak, zapraszam! 


źródło: watcha.net

Informacje ogólne
Produkcja: Korea Południowa
Czas trwania: 107 min.
Gatunek: thriller, romans, melodramat, fantasy
Rok produkcji: 2016

   Rok 2015. Od dnia, w którym Gun Woo omal nie stracił życia w jednej z policyjnych akcji, każdy jego sen dotyczy pewnego młodego, żyjącego w latach 80 zeszłego wieku, nauczyciela muzyki - Ji Hwana. Wszelkie mające z nim związek wizje zaskakują Guna swoim realizmem, co skłania go do zagłębienia się w życie owego mężczyzny. Jednakże, w pewnym momencie sprawy przybierają niespodziewanie dramatyczny obrót. Gun znajduje bowiem w tajnych aktach informacje dotyczące morderstwa narzeczonej Ji Hwana oraz natyka się na łudząco przypominającą ją kobietę. Jaką rolę odegra ona w tej historii oraz czy za pomocą snów, Gun Woo będzie w stanie pomóc Ji Hwanowi?
   Rok 1983. Po tym jak Ji Hwan cudem przeżył starcie z ulicznym gangsterem, jego sny przybierają kształt cudzych wspomnień. Widzi w nich postać młodego detektywa, który zdaje się żyć w zupełnie innych, odległych czasach. Dzięki Gun Woo - bowiem tak ten mężczyzna ma na imię - Ji Hwan dowiaduje się, iż życiu jego narzeczonej - Yoon Jung - grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Mężczyzna podejmuje śmiałą decyzję i samodzielnie stara się powstrzymać czyhającego na nią mordercę. Czy Ji Hwanowi uda się przeciwstawić przeznaczeniu i zmienić przyszłość na lepsze? I dlaczego akurat Gun Woo pojawia się w jego snach?
   Akcja tego filmu toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych, co w niektórych momentach staje się dosyć męczące dla widza. Ten skomplikowany zabieg wymaga od nas maksymalnego skupienia, więc wystarczy jedna chwila nieuwagi, by nagle wszystko stało się niejasne. Przyznam, że i ja straciłam wątek w kilku istotnych momentach, ale wcale nie zabiło to mojej przyjemności z oglądania. Powiem więcej- byłam zachwycona, iż ktoś pokusił się o wykorzystanie mojego ulubionego motywu - motywu czasu - w tak ciekawy sposób. Co prawda temat snów jeszcze bardziej skomplikował fabułę, aczkolwiek uważam to połączenie za wyjątkowo pomysłowe, którego potencjał pomimo pewnych błędów i niejasności, został niemal w pełni wykorzystany.


źródło: twicopy.org

Szczerze mówiąc, plakaty tego filmu są mało zachęcające...

    Mówiąc już o nieścisłościach, chciałabym omówić pokrótce te z nich, które udało mi się dostrzec w trakcie oglądania. Niestety, lecz będę zmuszona je przed Wami ukryć, gdyż są to w większości spoilery, i to w dodatku wyjątkowo chamskie (czyli zdradzające kluczowe informacje na temat bohaterów i przebiegu fabuły). Jeżeli jednak są wśród Was śmiałkowie, którym nie straszne spoilery i ich destrukcyjna moc, to zapraszam do czytania!
   SPOILER Pierwszą rzeczą, która wzbudziła moje wątpliwości, jest kwestia snów Gun Woo. Zdaję sobie sprawę, że jest to motyw fantastyczny i wiele rzeczy nie musi mieć w nim ani logiki ani sensu, jednakże ja chciałabym dojść do sedna tej sprawy. Zacznijmy jednak od początku. W pewnym momencie staje się jasne, iż Gun Woo jest kolejnym wcieleniem Ji Hwana. W jednej z pierwszych scen mowa jest o tym, iż na jakiś czas przed śmiercią, możemy zajrzeć w swoje następne życie, co w przypadku Ji Hwana jak najbardziej może mieć miejsce (nie chcę wyjawiać na ten temat nic więcej, niech to Wam wystarczy). Co jednak z Gun Woo? Właściwie z jakiego powodu zaczyna widzieć swoje poprzednie wcielenie? Wydaje mi się, że twórcy po prostu bardzo chcieli zawrzeć ten motyw w swoim filmie, ale nie udało im się znaleźć dla niego w miarę sensownego wytłumaczenia. 
   Wspomniana w opisie fabuły tajemnicza kobieta z 2015 roku to nikt inny, jak reinkarnacja narzeczonej Ji Hwana- Yoon Jung. Skoro więc wygląda ona niemalże identycznie jak w swoim poprzednim wcieleniu, dlaczego i z głównym bohaterem nie stało się to samo? Nie rozumiem, co zmienia ciągłe ukrywanie faktu, że Gun Woo i Ji Hwan to jedna i ta sama osoba, skoro jest to oczywiste od samego początku. Miało to zapewne dodać aury magii i tajemnicy całej historii, ale wydaje mi się, że i bez tego jest już dostatecznie niesamowita i przepełniona fantastyką. 
   Ostatnia kwestia- jaki był właściwie motyw mordercy? W jednej z ostatnich scen dowiadujemy się, iż zbrodnie były dla niego swoistą formą rozrywki; sprawiały mu przyjemność, więc dlatego postanowił zamordować Yoon Jung. Moim zdaniem jest to zdecydowanie za słaby i niezbyt przekonujący powód do morderstwa. Tak właściwie, dlaczego zabijanie sprawiało mu przyjemność?  Bardzo żałuję, ale twórcy nawet nie starają się odpowiedzieć nam na to pytanie. 
   Znalazłabym jeszcze wiele innych scen, które wzbudziły we mnie mieszane uczucia lub pozostawiły pewien cień wątpliwości, lecz są to już drobnostki, nad którymi nie ma sensu się rozwodzić. Ich wpływ na fabułę jest niewielki, więc lepiej pominę je w moich rozważaniach nad tym filmem. KONIEC SPOILERU


źródła: kt.wowkorea.jp, ytn.co.kr

   Niesamowity klimat tej historii uderzył i urzekł mnie już w pierwszych minutach seansu. Do pewnego stopnia przyczyniły się do tego dopasowana do sytuacji muzyka, płynny ruch kamery, czy chociażby ujęcia przedstawiające rzeczywistość z perspektywy głównego bohatera. Jednakże to wykorzystanie kolorów, przykuło moją uwagę najbardziej. Twórcy stworzyli bardzo wyraźny podział pomiędzy współczesnością a 1983 rokiem, za co chwała im, gdyż uwierzcie mi- momentami nie było trudno o zagubienie się w akcji. W jaki właściwie sposób przedstawiał się ten podział? Gdy przenosimy się do przeszłości, w której spotykamy Ji Hwana, wszystko otulają różne odcienie pomarańczu i sepii. Ciepłe kolory dominują na każdym kroku, co nadaje scenerii sielskości i można w pewien sposób poczuć to ciepło w sobie. Z kolei współczesne czasy nie prezentują się zbyt kolorowo. Zimne, ostre barwy spowijają każdy zakamarek rzeczywistości, w której znajdujemy się wraz z Gunem Woo. Przyznam, że spotkałam się z tym zabiegiem już w wielu innych produkcjach, lecz za każdym razem robi on na mnie ogromne wrażenie. Uwielbiam, gdy kolory w filmie są używane świadomie i w konkretnym celu, tak jak m.in. w "Time Renegades".
   Film łączy w sobie wiele gatunków, lecz nie zauważyłam, aby któryś z nich dominował nad resztą. Raz było bardziej romantycznie, raz bardziej dramatycznie, ale wszystko w odpowiednich proporcjach. Muszę jednak ostrzec osoby wrażliwe na drastyczne widoki. SPOILER Gdy dochodzi do bezpośredniej konfrontacji pomiędzy Ji Hwanem a mordercą, sprawy przybierają naprawdę krwawy i brutalny obrót. KONIEC SPOILERU Dlatego radzę przemyśleć oglądanie tego filmu, jeżeli odrzuca Was widok krwi.
   Z pewnym rozczarowaniem stwierdzam, iż niektóre elementy fabuły "Time Renegades" są do bólu przewidywalne. Jeden z przykładów podałam już w spoilerze na początku wpisu, i nie mam zamiaru podawać ich więcej, chociaż bardzo mnie do tego kusi. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że film, o dziwo, potrafi się z tego wybronić. Podam Wam przykład: mimo iż domyślałam się, co wydarzy się w następnym momencie, i tak czułam ogromne zdenerwowanie i ekscytację, czy wszystko potoczy się dobrze. Bardzo możliwe, że było to spowodowane moją sympatią, jaką żywiłam do obydwu głównych bohaterów, gdyż po prosu nie dało się ich nie lubić. Myślę jednak, że chodzi tutaj o budowanie napięcia, z czym twórcy bezbłędnie sobie poradzili.


 źródło: dramaqueen.pl

To jest to, o czym wcześniej wspominałam- kolory wyznaczają granicę

   Nie potrafię przejść obojętnie obok filmów takich, jak ten. "Time Renegades" swoją oryginalną tematyką pobudza wyobraźnię i dostarcza mnóstwa emocji, co sprawia, iż nie można nie zwrócić na niego uwagi. Zakończenie wzruszyło mnie do łez, więc jestem całkowicie pewna, że i Was ono poruszy. Jeżeli interesuje Was tematyka snów, manipulacji czasem czy chociażby reinkarnacja, ten film na pewno przypadnie Wam do gustu. 
   Jeżeli udało mi się zainteresować Was tym filmem, znajdziecie go na TEJ stronie. 

Ocena dzieła

Fabuła 3/5
Bohaterowie 4/5
Wykonanie 4/5
Osobiste odczucie 4/5

Ostateczny wynik 7,5/10

   Proszę o chwilę uwagi! Pragnę podzielić się z Wami pewną ważną informacją. Jak może część z Was zdążyła już zauważyć, jakiś czas temu uruchomiłam facebookowy fanpage mojego bloga. Planuję tam zamieszczać ciekawostki związane z kulturą oraz wszelakimi jej tworami. Przez słowo "twory" możecie rozumieć m.in. mangi i anime, książki oraz dramy. Gorąco zachęcam Was do obserwowania tej strony oraz liczę, że każdy znajdzie tam coś dla siebie.

See you
Kamila
UDOSTĘPNIJ TEN POST

03 listopada 2017

21 Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie- moje wrażenia (+ zdobycze)

Hejka!
   Tego roku los się do mnie uśmiechnął, gdyż w końcu udało mi się zawitać na krakowskich Targach Książki. Zaopatrzyłam się tam w kilka nowych, ciekawych tytułów, jednakże bardziej od tego, cieszy mnie samo doświadczenie bycia uczestnikiem jednego z największych książkowych świąt w Polsce. Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moimi wrażeniami, związanymi właśnie z tym wydarzeniem. Zapraszam!


   Na początku (aby bezczelnie zwrócić Waszą uwagę!) zaprezentuję Wam tytuły, o jakie wzbogaciła się moja biblioteczka. 

Śmiało, Angel!
Joss Stirling


źródło: empik.com

   Z przykrością muszę stwierdzić, że pani Stirling powoli kończą się już pomysły i z każdą kolejną jej książką, coraz mocniej utwierdzam się w tym przekonaniu. Jakiś czas temu, we wpisie o ulubionych seriach młodzieżowych  (łapcie LINK) wspomniałam, że w każdej z jej powieści, schemat rozwoju relacji pomiędzy bohaterami wygląda dokładnie tak samo. Nie inaczej sprawa ma się co do tego tomu- schemat goni schemat, a związek głównej pary przypomina niemal w stu procentach ten z poprzedniego tomu. Jednakże nie to zabolało mnie najbardziej; na nijaki romans byłam w pewien sposób przygotowana, ale na totalną przewidywalność fabuły- nie. Szokujące jest dla mnie, jak wielu rzeczy brakuje mi w tym tomie, a chodzi mi tutaj głównie o zaskakujące zwroty akcji, które zawsze urzekały mnie w książkach Stirling najbardziej. Dotarłam już niemal do końca "Śmiało, Angel!", i jak dotąd autorce w żaden sposób nie udało się mnie ani zadziwić ani wzbudzić we mnie napięcia. Z bólem serca przyznaję, że jest to - jak na razie - najgorsza jej książka, jaką zdarzyło mi się przeczytać. Mam nadzieję, że kolejny tom tej serii - "Co ukrywa Summer?" - wzbudzi we mnie nieco cieplejsze uczucia i choć odrobinę zdejmie skazę z prozy pani Stirling. 

Folwark zwierzęcy
George Orwell


źródło: empik.com

   Jakiś czas temu uznałam, iż najwyższa pora, aby nadrobić lektury szkolne z gimnazjum, w tym m.in. "Folwark zwierzęcy" Georga Orwella. Tak się składa, że całkiem niedawno przeczytałam inną powieść tego autora - "Rok 1984" - która wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, co tylko zachęciło mnie do sięgnięcia po "Folwark...". Zainteresowana twórczością Orwella oraz skuszona niską ceną książki (tylko 9 zł), postanowiłam ją kupić. Szczerze mówiąc, oczekuję naprawdę wiele po tym tytule oraz liczę na to, że i tym razem autorowi uda się zaskoczyć mnie bardzo nietypowym zakończeniem, jak w "Roku 1984". 

Amerykańscy bogowie
Neil Gaiman


źródło: risingshadow.net

   Myślałam, że zacznę piszczeć, gdy zobaczyłam tę książkę! Polowałam na nią już od dłuższego czasu, ale albo nigdy nie mogłam zastać jej w bibliotece, albo zapominałam o niej w trakcie spontanicznych książkowych zakupów. Chyba najbardziej ciszy mnie w tym wszystkim to, że jest ona w języku angielskim. Moje studia nie przewidują zajęć z tego języka na pierwszym roku, więc aby zachować z nim jakąkolwiek styczność, uznałam iż zacznę czytać więcej książek po angielsku. Upatrzyłam już sobie kilka tytułów, ale gdy tylko natknęłam się na ten jeden, kompletnie zapomniałam o całej reszcie. W momencie, kiedy ujrzałam tę książkę, popadłam w istną zakupową ekstazę i bez większego namysłu, pognałam z moją nową zdobyczą do kasy. Oby to były dobrze wydane pieniądze. 

Nowy wspaniały świat
Aldous Huxley


źródło: woblink.com

   To był dosyć spontaniczny zakup, jednakże jestem z niego bardzo zadowolona. Zastanawia mnie tylko pewna rzecz, a mianowicie, dlaczego nigdy wcześniej nie natknęłam się nigdzie na ten tytuł? Jego fabuła prezentuje się naprawdę obiecująco i zawiera w sobie jeden z moich ulubionych motywów literackich, czyli antyutopię. Odległa przyszłość, zdegenerowana ludzkość i nadchodzący upadek świata; nie rozumiem, dlaczego ten tytuł pozostawał mi dotychczas nieznany? Zaraz po przeczytaniu opisu, który znajdował się na odwrocie wiedziałam, że muszę mieć tę książkę. Nie ukrywam, skusiła mnie do tego również bardzo korzystna cena (taka sama jak w przypadku "Folwarku...", czyli 9 zł). Jestem bardzo ciekawa, czy ta książka spełni moje oczekiwania. Chyba zabiorę się za nią w następnej kolejności, zaraz za "Śmiało, Angel!". 


   Decyzję, o odwiedzeniu tegorocznych targów, podjęłam dosyć spontanicznie, bo zaledwie kilka dni przed ich rozpoczęciem. Teraz tego żałuję, gdyż ominęło mnie wiele atrakcji, które wymagałyby z mojej strony pewnych drobnych przygotowań. Chodzi mi tutaj szczególnie o punkt wymiany książek, znajdujący się na terenie targów. W mojej biblioteczce zalega mnóstwo tytułów, których staram się z dosyć miernym skutkiem pozbyć; szczególnie Półka Wygnańców woła tutaj o pomstę do Nieba. Niestety, dowiedziałam się o tej akcji dopiero dwa dni przed targami i nie miałam żadnej możliwości, aby sprowadzić te książki do siebie, do akademika. Żałuję też, że nie przygotowałam się lepiej, jeżeli chodzi o umiejscowienie stoisk poszczególnych wydawnictw. Na szczęście udało mi się znaleźć większość z tych, które planowałam odwiedzić, ale zajęło mi to dłużej, niżbym przypuszczała. Ogólnie rzecz biorąc, nie wykazałam się jako organizator; ten wypad był czysto spontaniczny, ale mam nadzieję, że w przyszłym roku się ogarnę i zaplanuję wszystko dostatecznie wcześniej. 
   Targi trwały od czwartku 26 do niedzieli 29 października, jednakże ja wybrałam się na nie wyłącznie drugiego dnia, czyli w piątek 27. Przyjechałam autobusem mpk pod galerię M1, skąd zabrał mnie i innych uczestników specjalny bus, kursujący pod halę EXPO. Gdy dojechaliśmy już na miejsce, momentalnie poczułam ogromne podekscytowanie! Od liceum marzyłam, aby pewnego dnia wziąć udział w tym wydarzeniu, dlatego tak bardzo się ucieszyłam, że w końcu mam szansę spełnić to moje małe pragnienie. 
   Zaraz po kontroli biletu skierowałam się do hali "Wisła", gdzie znajdowały się głównie wydawnictwa uniwersyteckie oraz wydawcy książek dla dzieci. Byłam przygotowana na tłok i ścisk, ale mimo wszystko i tak uderzyła mnie ta duża liczba uczestników. Zaskoczył mnie również rozmiar samej hali, która w pewnym momencie wydała mi się niesamowicie długa, choć w rzeczywistości jest pewnie niewiele większa od sali do WF (hmmm... takie jest moje subiektywne odczucie). 


(to nie jest żadna forma reklamy, po prostu bardzo rozbawił mnie ten banner)


   Byłam wręcz oszołomiona wyglądem stanowisk co poniektórych wydawnictw. Wiele z nich od razu przyciągało wzrok, jednakże moją uwagę przykuł najbardziej stand rzeszowskiego wydawnictwa DREAMS. Mam do nich szczególny sentyment, dlatego postanowiłam sobie, że dopóki nie znajdę i nie odwiedzę ich choćby na kilka minut, dopóty nie pozwolę sobie na opuszczenie targów (spokojnie, ja wiedziałam, że oni gdzieś tam są). Aby zrozumieć moje motywy, musimy się cofnąć do wiosny 2015 roku, do Dnia Przedsiębiorczości. Wtedy to właśnie odwiedziłam DREAMS, by przekonać się na własne oczy, jak funkcjonuje wydawnictwo książkowe. Spędziłam w ich biurze kilka ładnych godzin, a oprowadzała mnie po nim sama założycielka firmy - pani Lidia Miś-Nowak - która wytłumaczyła mi dokładnie, jak krok po kroku przebiega proces wydawania książki. Z tego spotkania wyniosłam wiele ciekawych, ale przede wszystkim, przydatnych informacji, oraz w formie drobnego upominku, wręczono mi dwie wydane przez nich książki. Swoją drogą, do dziś trzymam je na głównej półce mojej biblioteczki, i jak na razie nie zamierzam ich nigdzie przekładać. 
   Od tamtego czasu, bardzo miło wspominam tę firmę, i w momencie, gdy w końcu ujrzałam jej stand, zyskała ona jeszcze więcej w moich oczach. Czuję, że DREAMS naprawdę się postarali z wyglądem swojego stanowiska, i moim zdaniem, udało im się przebić wiele innych, nawet bardziej znanych wydawnictw (może niekoniecznie tych z poniższych zdjęć, ale prezentowali się lepiej niż np. Akapit Press; ich stand nie wywarł na mnie większego wrażenia; był w porządku, ale bez efektu "wow"). 




   Po ponad dwóch godzinach intensywnego zwiedzania i kupowania (książkowe zakupy robię ostatnio dosyć sporadycznie, więc te cztery tytuły to była dla mnie góra literatury!), uznałam, iż czas wracać. Powoli zaczynały boleć mnie plecy, a ogromna kolejka po autograf Nicholasa Sparksa ledwo pozwalała mi się gdziekolwiek dostać. A! Mówiąc o pisarzach- niestety, ale nie udało mi się zdobyć podpisu żadnego z nich. Powraca tutaj kwestia złej organizacji oraz tego, że po prostu mam niewiele ulubionych autorów i nie zamierzałam prosić o autograf kogoś, kogo twórczość jest mi zupełnie obojętna. Idealnym przykładem będzie wcześniej wspomniany Sparks, którego książki nie wzbudzają we mnie żadnych głębszych uczuć i po prostu do mnie nie przemawiają. 
   Targi opuściłam w okolicach 15:30, czyli w momencie, kiedy okolice wokół hali EXPO stały się niemal nieprzejezdne. Zamiast czekać na busa, który zawiózłby mnie pod centrum handlowe M1, postanowiłam dotrzeć tam pieszo, co zajęło mi zdecydowanie mniej czasu. Podczas gdy ja czekałam już na przystanku autobusowym mpk, bus do M1 powoli przedzierał się przez potworny korek. Z tego co słyszałam, w pozostałe dni wyglądało to dokładnie tak samo, a może nawet gorzej. 


(jedna z najdziwniejszych książek, jaką udało mi się znaleźć na targach, nie mogłam nie zrobić zdjęcia)

   Jak widać spontaniczne decyzje czasami się opłacają, gdyż udział w tegorocznych targach uważam za jedno z najciekawszych doświadczeń w moim życiu. Liczę na to, że uda mi się wziąć udział również w kolejnych edycjach, lecz tym razem z rozpisanym wcześniej planem i mapką! Mam również nadzieję, że w przyszłym roku zdobędę autograf któregoś z lubianych przeze mnie pisarzy. Gdyby to byli Neil Gaiman albo Guillaume Musso, chyba skakałabym ze szczęścia! Ciekawe, czy ten sen się ziści...
   Czy również uczesniczyliście w tegorocznych Targach Książki? Chętnie zapoznam się z Waszymi wrażeniami.

See you
Kamila
UDOSTĘPNIJ TEN POST
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.