25 września 2016

Wielka rewia gniotów, czyli najgorsze książki znalezione w bibliotece

Hejka!
   Lubię co jakiś czas wybrać się do biblioteki, by znaleźć sobie coś ciekawego do przeczytania. Zazwyczaj szukam upatrzonych wcześniej tytułów, jednakże raz na jakiś wypożyczam taki, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam. Cóż, zwykle kończy się to happy endem dla mnie i dla autora, gdyż jestem mu wdzięczna za te kilka godzin miłej rozrywki. Czasami jednak, zdarza mi się wpaść na książki, które po prostu zostały stworzone, aby znaleźć się na tej liście! Często nawet te, o których słyszałam wcześniej wiele dobrego, okazują się być niczym więcej jak stertą papieru z bełkotem zamiast słów. Zapraszam!

Dziecko Gwiazd: Atlantyda


   Wypożyczyłam tę książkę bez większego zastanowienia; najprawdopodobniej skusił mnie ciekawie brzmiący opis, który znajdował się z tyłu okładki (to było kilka lat temu, więc nie pamiętam już tego dokładnie). Akcja toczy się na mitycznej Atlantydzie, a główną bohaterką tej historii jest nastoletnia Meihna, księżniczka wyspy. Niedługo przed swoimi szesnastymi urodzinami, dziewczyna przez przypadek uwalnia prastarą klątwę, która przyczynia się do śmierci jej ojca oraz innych tragicznych wydarzeń. Meihna dowiaduje się, w jaki sposób przeciwstawić się klątwie i uratować najbliższych. W tym celu wyrusza na nieznane jej dotąd lądy, na których odnajdzie nie tylko wybawienie dla swojej rodziny i ludu, ale także i miłość.
    Sam ogólny zarys fabuły nie prezentuje się najgorzej, jednakże tona niepotrzebnych wątków i brak spójności oraz niesamowicie długie opisy (ah, te opisy przyrody, niczym u Sienkiewicza!) sprawiają, że czytelnik nie potrafi czerpać pełnej przyjemności z czytania tej powieści. Krótko mówiąc- wykonanie leży. Michalina Olszańska pisząc tę książkę miała zaledwie piętnaście lat, więc nie dziwne, że wiele tej historii brakuje. 
   Szczerze mówiąc żałuję, że autorka zmarnowała potencjał "Atlantydy". Jako dziecko zawsze uwielbiałam historie dotyczące tej tajemniczej wyspy i chyba właśnie przez to, wypożyczyłam tę książkę bez żadnego wahania. 

Klejnot Wschodu. Pamiętnik


   Piękna okładka, oparta na faktach historia chińskiej księżniczki, która została japońskim szpiegiem, burzliwy XX wiek- nie trzeba więcej, aby przykuć moją uwagę. Do tego, pierwszy rozdział brzmiał całkiem ciekawie i liczyłam na to, że dalsze pozostaną równie interesujące. Ośmioletnia Klejnot Wschodu - kuzynka ostatniego chińskiego cesarza - zostaje odesłana z Chin do swojej dalekiej rodziny w Tokio, gdzie przyjmuje imię Yoshiko Kawashima. Jako nastolatka, Klejnot Wschodu odkrywa swoją seksualność oraz zamiłowanie do męskich strojów. W pewnym momencie, kobieta zostaje japońskim szpiegiem, co zaważa na jej dalszym życiu. 
   Tak jak już wcześniej wspomniałam, miałam pewne oczekiwania wobec tej książki. Niestety, ale oddałam ją z powrotem do biblioteki po przeczytaniu ok. pięćdziesięciu stron. Scena seksu nastoletniej głównej bohaterki z podstarzałym dziadem - który podobno robił to ze szlachetnych pobudek; chciał ją tylko bezpiecznie wprowadzić w świat dorosłych - całkowicie zniechęciła mnie do czytania. Do dzisiaj mam mdłości, jak myślę o tym fragmencie. Cóż, mam nadzieję, że tyle wam wystarczy, aby nie sięgać po tę książkę. 
   Nie polecam. Kamila B. 

Achaja


   Wiele razy natknęłam się na tę książkę w internecie i zachęcona jej pozytywnymi opiniami, postanowiłam spróbować. Raz nawet zobaczyłam ją po promocji w Empiku i niewiele brakowało, a znalazłaby się na mojej półce. Dzięki Bogu, tamtego dnia miałam mało pieniędzy! Gdyby nie to, na mojej półeczce wygnańców (wiecie, takiej ze złymi książkami XD) byłoby o jedną pozycję więcej.
   Kiedy wypożyczałam tę książkę, byłam święcie przekonana, że w końcu przeczytam jakąś ambitną, fantastyczną powieść. Jakby to powiedzieć- nie tym razem. Achaja - podobnie jak "Klejnot Wchodu" - dobiła mnie swoją wszechobecną seksualnością. Główna bohaterka, jaką jest piękna, utalentowana, cudowna, odważna, śmiała, waleczna, urokliwa (mam wymieniać dalej?), zjawiskowa oraz jedyna w swoim rodzaju księżniczka Achaja (nieoficjalnie- Mary Sue), zostaje oddana na służbę do wojska, gdzie już pierwszego dnia spotyka się z niechęcią ze strony swoich współtowarzyszy. Po przegranej bitwie, dziewczyna zostaje oddana do niewoli i aby przeżyć, wchodzi w układ z dwójką najsilniejszych niewolników - w zamian za usługi seksualne, mają oni chronić ją przed agresją innych i dzielić się z nią zdobytym jedzeniem. Dobry deal, no nie? W międzyczasie toczą się historie innych bohaterów tej powieści. Nie mam pojęcia, czy one się w pewnym momencie ze sobą splatają, gdyż odłożyłam tę książkę po około stu stronach. 
   Nie mogę powiedzieć, wątek zniewolonej księżniczki Achai był najciekawszym ze wszystkich; przy reszcie zasypiałam z nudów. Szkoda tylko, że był on przesycony seksualnością, i to w najgorszym możliwym wydaniu. 
   Nie rozumiem fenomenu "Achai". Nie potrafię dostrzec w tej książce tego, co tak przyciągnęło do niej ludzi. Jak dla mnie jest to nudne fantasy z przesadną ilością erotyzmu. Po prostu strata czasu. 

Madonna jak ja i ty


   Odkryłam książki Barbary Wood w zeszłym roku. Jej "Przeklnij ten dom" zachwycił mnie do tego stopnia, że zaraz po przeczytaniu, MUSIAŁAM sięgnąć po inną powieść jej autorstwa. Mój wybór padł na "Madonna jak ja i ty". Gdybym tylko doczytała opis fabuły dokładniej, zapewne ta książka nie figurowałaby dzisiaj na tej liście. Pamiętam z tego bardzo niewiele, bo odłożyłam tę książkę po zaledwie 20 stronach.
   Na samym początku, głównej bohaterce śni się pewien mężczyzna. Dochodzi pomiędzy nimi do... no wiadomo do czego dochodzi i dziewczyna budzi się zlana potem. Okazało się, że śnił jej się nagi Święty, nie pamiętam już jaki, i jakiś czas później okazuje się, że dziewczyna jest w ciąży. Fizycznie nie może być to możliwe, gdyż jest ona wciąż dziewicą. Niestety, ale nikt nie chce uwierzyć siedemnastolatce, a już zwłaszcza jej rodzice, którzy są gorliwymi wyznawcami Chrystusa. Czyżby w grę wchodziło niepokalane poczęcie? 
   Błagam, no błagam... Nie dziwcie mi się, że tak szybko odłożyłam tę książkę. Przecież tego nie da się brać na poważnie! Gdy przeczytałam, że ten facet z jej snu to był jakiś święty, oczy mi na wierzch niemal nie wypłynęły! Dobrze wam radzę- nie czytajcie tego. Naprawdę nie warto!

Trzy metry nad niebem


   Najlepsze zostawiłam sobie na koniec. 
   "Trzy metry nad niebem" jest to jedna z najgorszych powieści, jaką czytałam w życiu. Główni bohaterowie- dno. Fabuła- dno. Styl pisania- dno. Nie wiem co mnie podkusiło, żeby się za to zabierać. Moja kuzynka ostrzegała mnie, aby w życiu nie sięgać po tę powieść. Niestety, ale mój wrodzony opór wygrał i gdy tylko zobaczyłam tę książkę w mojej szkolnej bibliotece, ochoczo wzięłam ją ze sobą. 
   Główna bohaterka - Babi - jest wybitną uczennicą, a jej bogaci rodzice zapewniają jej bezpieczny i wygodny byt. Pewnego dnia Babi poznaje niebezpiecznego chuligana - Stepa - i jej życie nabiera zupełnie innego tempa. Nielegalne wyścigi na motorach, pijackie imprezy nad basenem o północy oraz seks są czymś, czego Babi próbuje po raz pierwszy w swoim życiu. W wyniku dokonanych przez nią wyborów, dziewczyna stopniowo odsuwa się od swoich rodziców, a nieobliczalny Step jeszcze bardziej miesza w jej życiu. Czy taka znajomość może się dla niej dobrze skończyć? 
   Nie potrafię pojąć tego, co główna bohaterka zobaczyła w tak prostackim i niebezpiecznym zboczeńcu, jakim był Step. W ogóle, bardzo nie podoba mi się obecnie promowany w kulturze typ związku pomiędzy kobietą a mężczyzną- płomienny i nieobliczalny. Niestety, ale tego typu historie mocno przemawiają do spragnionych miłości nastolatek i po przeczytaniu takiej książki mogą mieć naprawdę chore wyobrażenie, jak powinna wyglądać prawdziwa więź pomiędzy zakochanymi! Zdaję sobie sprawę, że czasami dochodzi do kłótni w związku, ale żeby tak często i żeby były one tak bolesne? Głupota... 
   Styl, jakim jest napisana ta powieść, jest wręcz żałosny. Serio, jeszcze nigdy nie widziałam takiego potwora literackiego! Narracja w trzeciej osobie liczby pojedynczej w połączeniu z czasem teraźniejszym. Podam kilka przykładów, dla lepszego zobrazowania problemu: "Babi myje włosy" lub "Babi bierze torbę i biegnie szybko w kierunku szkoły" (nie są to cytaty z książki, nie mam jej aktualnie przy sobie, więc ich nie podam, no ale mniej więcej tak to wyglądało). Może trochę z tym przesadzam, ale osobiście bardzo zwracam uwagę na takie rzeczy (może to jakieś zboczenie? w końcu jestem na humanie).
   Ogrom postaci, które występują w jednej scenie i nie sposób ich spamiętać, głupota głównej bohaterki, jeszcze większa głupota głównego bohatera- to wszystko i wiele innych rzeczy przyczyniły się do tego, że z całego serca nienawidzę "Trzy metry nad niebem". Z tego wszystkiego, aż mi ciśnienie skoczyło. Chyba pójdę po melisę...


Albo zieleń z tego obrazka mnie uspokoi!

   Czy mieliście styczność z którąś z tych książek? Jeżeli tak, czy również nie przypadły wam one do gustu? Czekam na wasze odpowiedzi w komentarzach!

See you
Kamila
PS Normalnie nie czepiam się tak tych wątków seksualnych (po prostu w tych książkach zostały one beznadziejnie przedstawione), bo zauważyłam, że przy niemal każdej książce na tej liście, miałam do nich jakieś wątpliwości.  
UDOSTĘPNIJ TEN POST

17 września 2016

Piekło za życia- recenzja książki pt."Porwana i sprzedana"

Hejka!
   Nigdy nie przepadałam za powieściami napisanymi w pierwszej osobie l.p . Uważałam, iż nie mam wtedy możliwości lepszego poznania drugoplanowych bohaterów, a sam styl wypowiedzi zawsze kojarzył mi się z tanimi romansami dla nastolatek. Między innymi z tego powodu, nigdy nie mogłam przekonać się do autobiografii. Dopiero w zeszłym roku udało mi się na nie otworzyć i wiecie co? Dzisiaj są jednym z moich ulubionych gatunków książkowych. Do czego zmierzam? Otóż podczas moich ostatnich odwiedzin w bibliotece natrafiłam na wyjątkowo ciekawą autobiografię. W ostatnim czasie przeczytałam ich wiele, jednakże czuję, że ta jest wyjątkowa. Dzisiaj opowiem wam historię pewnej Brytyjki, której życie pokazuje, że wcale nie trzeba być martwym, aby znaleźć się w piekle. Zapraszam!


Okładka książki

Informacje ogólne
Oryginalny tytuł: Slave girl
Tłumaczenie: Ewa Ratajczyk
Wydawca: Amber
Liczba stron: 278
Rok wydania: 2013

   Bezwarunkowa miłość obojga rodziców jest tym, czego dziecko potrzebuje najbardziej. Co jednak, jeśli dziecko jest molestowane i gwałcone przez własnego ojca, a matka nie ma o tym najmniejszego pojęcia? Sarah nie potrafi sobie przypomnieć, kiedy zaczął się koszmar, jaki zgotował jej ojciec. Wie tylko, że miał  on katastrofalne skutki w jej dalszym życiu. Jej młodość składała się na uciekanie przed agresywnym ojcem, bycie gwałconą w ośrodku poprawczym, aborcji oraz na stracie najbliższych. Los się do niej uśmiechnął dopiero, kiedy udało jej się ukończyć kursy opieki nad dziećmi i otrzymać odpowiednie kwalifikacje. Dzięki znalezionemu w gazecie ogłoszeniu, Sarah wyrusza do Holandii gdzie ma zostać opiekunką. Wszystko jednak okazuje się być pułapką. Kobieta zostaje porwana i przewieziona do Dzielnicy Czerwonych Latarni w Amsterdamie, gdzie ma pracować jako prostytutka. Życie Sarah zamienia się w koszmar. Narkotyki, wyuzdany seks oraz gwałty stają się jej codziennością. Po pół roku tkwienia w piekle, udaje jej się w końcu z niego uciec.
   Kiedy czytałam tę książkę, ciągle miałam wrażenie, jakby było w niej sporo przekłamań. Jak w życiu jednej kobiety może się zdarzyć tyle zła i cierpienia? A jednak, te wszystkie wydarzenia naprawdę miały miejsce, co jest dla mnie wręcz niewyobrażalne. 
   Sarah w swojej autobiografii przytacza nie tylko historie z jej trudnego dzieciństwa, porwanie do Dzielnicy Czerwonych Latarni, ale i trudną drogę do odzyskania godnego życia. Wyrwanie się ze szponów nałogu i odbudowanie jej nadszarpniętych więzi z rodziną zajęły Sarah bardzo dużo czasu. Dzisiaj kobieta stara się funkcjonować jak każdy normalny człowiek, ale ucieczka od bolesnych wspomnień jest niemalże niemożliwa. Podziwiam ją za to, że pomimo tylu krzywd doznanych w życiu, nie chciała ze sobą skończyć (przynajmniej nie przyznała się do tego w książce). Chyba nie potrafiłabym żyć z takim ciężarem i uczuciem brudu... 
   

Sarah Forsyth

   Pomimo tego, że historia przedstawiona w tej autobiografii szokuje, nie dało się nie zauważyć nieco przeciętnego stylu, jakim została ona napisana. Co tak bardzo zwróciło w niej moją uwagę? Zaraz wam powiem. Czy było to aż tak dostrzegalne? Było. Czy już domyślacie się, o co mi chodzi? Mam nadzieję.
   Teraz już na poważnie. Te ciągle pojawiające się pytania i odpowiedzi na nie autorki, w pewnym momencie zaczęły mnie denerwować. Nie było rozdziału, aby coś takiego nie przewinęło się w którymś z akapitów. Cóż, nie oczekuję od autora/autorki autobiografii niesamowicie wyszukanego i oryginalnego stylu. Jedyne na czym mi zależy, to aby był on estetyczny i w miarę bogaty. Tutaj niestety trochę mi tego zabrakło. 
    Czymś, co mnie szczególnie przeraziło w całej tej historii, był opis sposobu funkcjonowania Dzielnicy Czerwonych Latarni w Amsterdamie. Większość policji jest tam przekupiona i przymykają oni oczy na to, co dzieje się w tej okolicy. Nielegalny handel prostytutkami kwitnie, a większość kobiet pracujących w domach publicznych, zostało do nich porwanych lub zaciągniętych siłą. Oto jak autorka opisuje tę dzielnicę:

   Były tu co najmniej trzy kluby, prezentujące seks na żywo, dziesiątki sklepów porno, kin z seksem i kawiarni z narkotykami, jeden z najbardziej ekskluzywnych burdeli na świecie - ekskluzywny ze względu na cenę - i więcej niż pięćset wystawionych na widok publiczny prostytutek w ponad trzystu pięćdziesięciu oświetlonych neonami witrynach. 


Jeden z domów publicznych w D.C.L. w Amsterdamie

   Piekło- to słowo mówi wszystko. Filmy pornograficzne przedstawiające gwałcone dzieci i mordowane prostytutki, stręczyciele stojący ponad władzami miasta, dziewczyny z całego świata porywane do Dzielnicy Czerwonych Latarni- codzienność Amsterdamu. 
   "Porwana i sprzedana" jest jak dotychczas najtrudniejszą książką, przez jaką przebrnęłam. Jeszcze nigdy nie byłam tak zszokowana i przerażona podczas czytania. Kiedy wyobrażam sobie, że znalazłam się na miejscu Sarah, od razu przechodzą po mnie dreszcze. Jak można tak żyć? Jak można zgotować innemu człowiekowi taki los? Jakim trzeba być potworem, aby zmusić kogoś do prostytucji? 
   Autobiografia Sarah Forsyth nie należy do łatwych i przyjemnych lektur. Momentami musiałam przerwać na chwilę czytanie, aby nieco ochłonąć i uspokoić rozdygotane nerwy. Ta książka dobitnie pokazuje, że w świecie jest o wiele więcej zła, niż nam wszystkim się wydaje...

Moja ocena 8/10

See you
Kamila
PS Nie wiedziałam jak odmieniać imię Sarah, więc przepraszam, jeżeli popełniłam błąd nie odmieniając go wcale. Wciąż się uczę :D 
UDOSTĘPNIJ TEN POST

10 września 2016

Zagadki ludzkiego umysłu- recenzja filmu pt."Real"

Hejka!
   Jeżeli czytacie tego bloga od dłuższego czasu, to na pewno wiecie, że jestem ogromną fanką romansów, choćby i tych niezbyt ambitnych. Jednakże nawet największy fan tego gatunku potrzebuje w pewnym momencie drobnej odmiany. W moim przypadku wybór padł na dosyć nieszablonowy film pt."Real". Co jest w nim takiego wyjątkowego? Zaraz się przekonacie. Zapraszam! 


Informacje ogólne
Produkcja: Japonia
Czas trwania: 127 min.
Gatunek: dramat, romans, science-fiction
Rok produkcji: 2013

   Kiedy dziewczyna Koichiego zapada w śpiączkę po nieudanej próbie samobójczej, centrum medyczne daje mężczyźnie szansę, aby ten skontaktował się z nią telepatycznie. Dzięki nowoczesnej maszynie, świadomość Koichiego przenosi się do umysłu Atsumi i stara się nawiązać z nią kontakt. Podczas jednej z telepatycznych sesji, kobieta twierdzi, iż nie pamięta nic sprzed okresu, kiedy zaczęła tworzyć mangi i prosi mężczyznę, aby ten znalazł jej stary rysunek przedstawiający plezjozaura. Atsumi uważa, iż jest on kluczem do odzyskania jej wspomnień i do wybudzenia się ze śpiączki. Mężczyzna rozpoczyna żmudną podróż do głębin swojego dzieciństwa i odkrywa, iż świat w którym dotychczas żył jest tylko ułudą. 
   Historia przedstawiona w tym filmie jest naprawdę nietypowa, więc nie zdziwię się, jeżeli nie do końca was ona zainteresuje. Klimat całej produkcji także jest specyficzny. Mam wrażenie, że gdybym bardziej próbowała się w niego wczuć, zapadłabym w hipnozę (tak, taki ten film był dziwny). Jednakże niewiele by brakowało, a zaczęłabym szukać czegoś innego do oglądania. Już od pierwszych minut filmu zostałam wrzucona w istny wir wydarzeń i gdybym nie przeczytała wcześniej opisu filmu, nie byłabym w stanie pojąć co zaszło i w jakim momencie fabuły się znajduję. Znacznie bardziej wolę, gdy akcja rozwija się na początku powoli, a dopiero później, stopniowo nabiera tempa. W przypadku "Real", początek jest dosyć niejasny i zrobiony na szybko, później wszystko zwalnia i dopiero przy końcu zaczyna dziać się coś ciekawego.


Para głównych bohaterów

   Nawet jeżeli "Real" było nieco przydługie i momentami nudne, całkiem nieźle bawiłam się podczas oglądania. Twórcy dokonali świetnych wyborów jeżeli chodzi o lokacje, co już od pierwszych scen rzuciło mi się w oczy. Miejsca takie jak ruiny, stare budynki, składziki pełne starych przedmiotów, pusta plaża czy nawet dżungla- wszystkie opuszczone miejsca bardzo rozbudzają moją wyobraźnię i umilają mi oglądanie.
   Muzyka nie pojawiała się w zbyt wielu scenach, bohaterom towarzyszyła zazwyczaj głucha cisza. Jeżeli jednak dało się już usłyszeć jakąś melodię w tle, swoim klimatem bardzo wpasowywała się w atmosferę filmu. Chętnie posłuchałabym jej jeszcze raz, gdyż była ona na swój sposób relaksująca, tajemnicza, a nawet lekko niepokojąca. 
   Z swoich recenzjach japońskich produkcji, bardzo często narzekam na nieudolną grę aktorów. Nie wiem czym jest to spowodowane, ale jednak Koreańczycy lepiej wypadają w swoich rolach: umiejętniej potrafią wczuć się w odgrywane przez nich postacie. Jeżeli chodzi o "Real", mam tutaj mieszane uczucia. Z jednej strony aktorzy grali trochę bez emocji, ale z drugiej, ten bijący od nich chłód miał w sobie coś specyficznego, magnetyzującego. Nie wiem jak to ująć, ale pomimo braku ekspresji na ich twarzach, i tak potrafiłam wyczuć ich emocje.


Lubię tę aktorkę :) Znam ją z dramy "Never Let Me Go", którą swoją drogą polecam!

   W filmie pojawiło się kilka scen, które były kręcone w green roomie. O ile większość z nich wyglądała całkiem przyzwoicie, o tyle te, w których główny bohater jechał autem, wyglądały wręcz komicznie. To wyglądało tak, jakby twórcy wybrali się na przejażdżkę po wybojach i z kaprysu reżysera nagrali tę przejażdżkę w lekko brązowym filtrze. Gdy jednak zorientowali się, że nie wygląda to zbyt realistycznie, i tak dodali to do filmu, bo nie mieli zbyt dużo czasu na nakręcenie czegoś nowego. Jest jeszcze możliwość, że ten zabieg nie był przypadkowy i miał on jedynie na celu pokazać, że świat w którym żyje nasz główny bohater nie jest realny i tylko on tego nie zauważa. Kto wie? 
   Bardzo podobały mi się fragmenty, kiedy to Koichi przenosił się swoją świadomością do umysłu Atsumi. Na samym początku słychać było szumy i obraz był lekko zakłócony, zupełnie, jakby główny bohater wszedł do telewizora. Czymś co jeszcze zwróciło moją uwagę, był wygląd maszyny, która umożliwiała telepatyczną rozmowę. Ciekawi mnie, czy wynalezienie czegoś takiego jest możliwe... 


Wyżej wspomniana maszyna

   "Real" zdecydowanie nie jest typem produkcji, która posiada rzeszę fanów i figuruje na samych szczytach list z najlepszymi tytułami. "Real" jest przeznaczone dla tych, którzy nie boją się wejść głębiej we własną świadomość i fascynują ich nietypowe zjawiska jak telepatia czy wizje niczym ze snów. Jak dla mnie, ten film jest niesamowicie specyficzny (czuję, że chyba nadużyłam już dzisiaj tego słowa) i wywarł na mnie spore wrażenie. Jeżeli są wśród was fani science - fiction, gorąco zachęcam was do oglądania.
   Jeżeli zainteresował was ten film, znajdziecie go na TEJ stronie. Aby go jednak obejrzeć, musicie być zalogowani.

Moja ocena 7/10

See you
Kamila
PS Mam nadzieję, że wy też poczuliście się skonfundowani w związku z tym plezjozaurem. Jak to przeczytałam, pomyślałam sobie "Czy twórcy musieli AŻ TAK udziwnić tę historię?"
UDOSTĘPNIJ TEN POST
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.