30 maja 2015

Porządny główny bohater? A komu to potrzebne!- recenzja książki "Dzieci Demonów"

Hejka!
   W dzisiejszych czasach, książek fantasy jest jak grzybów po deszczu, czyli niesamowicie dużo. Wielu pisarzy próbuje zmierzyć się z tym gatunkiem- jedni z lepszym a drudzy z gorszym skutkiem. Kilka lat temu, wśród młodzieży (zwłaszcza wśród żeńskiej części publiczności) panowała moda na historie podobne do "Zmierzchu" czyli wampiry, krew, wilkołaki, ewentualnie anioły i demony no i rzecz jasna MNÓSTWO ale to MNÓSTWO miłości...
    Do czego zmierzam? Otóż idąc za pewnym nurtem, warto nie zapomnieć o choć odrobinie oryginalności i o tym, aby historia była porywająca i ciekawa. Bohaterowie nie mogą być papierowi a opisy bezbarwne i zniechęcające do dalszego czytania. Jednakże, czy autorom zawsze udaje się przestrzegać tych zasad? Przed państwem moje osobiste przemyślenia na temat książki "Dzieci Demonów" której autorem jest J.M. McDermott. 


Polska wersja okładki książki

   Akcja książki ma miejsce w krainie zwanej Psią Ziemią. Większość ludzi żyje tam w brudzie i ubóstwie zaś tylko nieliczni mają wystarczająco dużo pieniędzy aby wieść godne życie. Opuszczony przez Boga świat, który oferuje schronienie uciekinierom i podejrzanym typom oraz siedzisko największego zła... Tak. Tam nie może spotkać cię nic przyjemnego.
    Wydawać by się mogło, iż życie w tamtym miejscu jest nudne, nieciekawe i nie daje człowiekowi nic do zaoferowania. Co do tych dwóch ostatnich można się zgodzić, jednak nudne? Chyba nie do końca... Jak się okazuje, wśród zwyczajnych, śmiertelnych ludzi, grasują pół-demony o skażonej krwi. Ich najdelikatniejszy dotyk, jest w stanie wywołać groźną dla życia chorobę. Ich pocałunki niosą śmierć a uczucie do nich, może spalić twoje serce i ciało jak ogień. Te przeklęte dzieci bezimiennych demonów, sług bogini Elishty i śmiertelnych kobiet, zaczynają panoszyć się na coraz to większych obszarach. Najgorsze w nich jest to, że niemal nie różnią się wyglądem od przeciętnego człowieka. Oczywiście zdarzają się przypadki pół-demonów o zdeformowanych ciałach, lecz są to rzadkie okazy. Zwyczajni ludzie drżą ze strachu o własne życia przed tymi stworami, jednak nie są oni w stanie ich wszystkich wykryć. W tym celu, posyłają na poszukiwania Wędrowców Erin Błogosławionej. Są to ci, którzy potrafią przybierać postać wilków i posiadają wiedzę i moc, jak oczyścić dane miejsca z demonowej skazy. 


Oryginalna wersja okładki

   Główną bohaterką tej powieści jest jedna z Wędrowców Erin. Nie posiada ona imienia a jeżeli je posiada, to autor beznadziejnie rzadko o nim wspominał ponieważ nie obiło mi się ono o... oczy? Skoro czytałam, to o oczy! Dziewczyna posiada nadnaturalną moc (w zasadzie tak jak każdy Wędrowiec Erin) dzięki której jest w stanie poznać wspomnienia demona tylko i wyłącznie dzięki dotknięciu jego czaszki. Posiada ona również niesamowicie romantycznego i kochanego męża. Zobaczcie sami!

   On i Rachel się kochali. Ona go porzuciła. On umarł, goniąc ją.
   Zapytałam męża, czy umarłby dla mnie. Powiedział, że nie*

   Prawda, że kochany? Aż skręca mnie od środka od tej słodyczy! W każdym razie, zadaniem głównej bohaterki i jej cudownego mężusia, jest odnaleźć wszystkich tych, którzy mieli styczność z demonem którego wspomnienia posiadła, uzdrowić ich oraz odkazić miejsca w których przebywał ów potwór. 
   Pół-demonem o którym wcześniej była mowa jest niejaki Jona- lord Joni. Pracował on dla króla. Urodził się w szlacheckiej rodzinie jednak w wyniku problemów, czytałam ten fragment tak dawno że nie pamiętam już jakich, on i matka zmuszeni byli sprzedać znaczną część majątku. Jako pół-demon, musiał ukrywać się z tym całe swoje życie. Mimo to, udało mu się odnaleźć miłość. 
   Moim ogromnym zastrzeżeniem co do tej książki jest to, iż nie posiada ona porządnego głównego bohatera. Mimo iż wcześniej nazwałam tę Wędrowczynię główną bohaterką, to wcale tak nie jest. No co?! Zrobiłam to z czystej formalności! Fragmenty o życiu Jony pojawiają się zbyt często aby uznać tę Wędrowczynię Erin za główną bohaterkę, jednak to właśnie od niej zaczyna się cała akcja i to ona opowiada o wszystkich wspomnieniach Jony!
   Myślę że ta historia prezentowałaby się o wiele lepiej, gdyby w całości dotyczyła ona Jony a ta Wędrowczyni Erin pojawiłaby się jako postać drugoplanowa, jako ktoś przed kim ten Jona ucieka albo coś w ten deseń. Wszystko byłoby lepsze niż to co zaserwował mi autor!


   Kolejnym minusem dla tej książki, jest brak porządku i wszechobecny chaos! W jednym rozdziale, znajdziemy kilka fragmentów i każdy z nich, opisuje poczynania zupełnie innej osoby. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przez styl jakim pisana jest ta książka, momentami nie byłam w stanie rozpoznać o kim mowa! Czy może ta Wędrowczyni Erin opowiada o tym co postanowiła w związku z Joną, czy może opisywane są wspomnienia tego pół-demona albo mowa o jego ukochanej- Rachel?
   Bohaterowie są dosyć... nudni?, nieciekawi? Akcja zamiast wbijać w fotel sprawia, iż nagle ma się ochotę na dłuuugą drzemkę. Prawdę mówiąc, zaczęłam czytać tę książkę w lutym i męczyłam się z nią aż do maja. Ona ma zaledwie 270 stron a miałam wrażenie jakby aż 600!    
   Jedno muszę autorowi przyznać- bardzo dobrze został oddany klimat Psiej Ziemi. Te obrzydliwe opisy miejsc czy przedmiotów sprawiły, iż po całym moim ciele przechodziły dreszcze.
   Na samym początku, wspomniałam o popularnych nurtach książkowych. Może i "Dzieci Demonów" odchodzą od wielu schematów, jednak doszukiwanie się w niej ogromnych pokładów oryginalności, byłoby najzwyczajniej w świecie stratą czasu. Ot, zwykła historia o fantastycznym świecie. Garść ludzi, łyżeczka demonów, szczypta Wędrowców Erin i voilà, gotowe! 
   Swoją drogą, ten kto narysował tę tajemniczą postać która znajduje się na okładce polskiej wersji książki, chyba wzorował się na postaci InuYashy z anime o tytule, i tutaj niespodzianka, "InuYasha"! 


Czyżby bliźniaki?


   Podsumowując, jeżeli naprawdę ale to NAPRAWDĘ wam się nudzi i nie macie w pobliżu jakiejś ciekawej książki, możecie śmiało sięgnąć po "Dzieci Demonów". Nie jest to w żadnym wypadku ambitna lektura jednak (na upartego) da się z nią spędzić wiele przyjemnych chwil. 
   Ci z was, którzy poszukują ambitnego, porywającego fantasy, lepiej niech sięgną po jakąś inną pozycję, chyba że chcecie tak jak ja, męczyć się z nią kilka długich miesięcy. Prawdę mówiąc, gdyby nie to iż kupiłam tę książkę i uznałam za honor przeczytać ją w całości, nie dokończyłabym jej. Odpuściłabym sobie w połowie albo może nawet wcześniej.

Moja ocena 3/10

Do zobaczenia następnym razem
Kamila

*cytat pochodzi z książki "Dzieci Demonów". 



UDOSTĘPNIJ TEN POST

23 maja 2015

Kobiecość, pracowitość i posłuszeństwo- recenzja książki "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz"

Ni hao!
   Jak powszechnie wiadomo, w dawnych czasach kobiety nie miały zbyt wielu praw. Ich los w głównej mierze zależał od szczęśliwego ożenku a ich zajęcia ograniczały się do dbania o dom i rodzinę. Nie inaczej wyglądało to w XIX- wiecznych Chinach. 
   Pragnę opowiedzieć wam dzisiaj co nieco o książce "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz" której autorką jest Lisa See. Niezwykły świecie wschodniej kultury- nadchodzimy! 


Okładka książki (jedno z kilku wydań)

   Narratorką i zarazem główną bohaterką tej powieści jest Lilia- trzecie dziecko niezbyt zamożnego rolnika z wsi Puwei. Na samym początku poznajemy naszą bohaterkę jako starszą kobietę, która czekając na nadchodzący jej koniec, pragnie jeszcze raz porozważać nad całym swoim długim i ciężkim życiem. 
   Poznajemy życie Lili od wczesnego dzieciństwa aż do jej późnej starości. Razem z nią przeżywamy wiele wspaniałych ale też i przykrych chwil. Krępowanie stóp, małżeństwo, opuszczenie rodzinnego domu, pierwsze dziecko i wiele, wiele innych momentów.
   Życie naszej głównej bohaterki nie było usłane różami. W czasach młodości, często była traktowana przez matkę jako kolejna, zbędna gęba do wykarmienia. W końcu, po co komu były dziewczynki? Nie dość że nie mogły przedłużyć rodu to trzeba było wydawać je za mąż, na co przeznaczało się zwykle sporą ilość pieniędzy! Okrutne ale prawdziwe...
   Żaden człowiek nie jest w stanie przez cały czas ślepo usługiwać innym i nie chcieć czerpać żadnej radości z życia. Nikt nie chce czuć się samotny i opuszczony, nawet i kobieta która w ówczesnym mniemaniu mężczyzn, miała tylko rodzić synów i zajmować się domem. Co to, to nie! Kobiety zbierały się w małe grupki i zawierały siostrzane sojusze oraz posługiwały się swoim własnym tajemnym pismem zwanym nu shu.
   Czasami zdarzało się tak, iż dwie bardzo podobne do siebie kobiety (nie chodziło tutaj koniecznie o wygląd),  połączone zostały nierozerwalnym węzłem przyjaźni. Taki związek miał trwać aż do ich śmierci i podnosił on wartość kobiety jako potencjalnej, przyszłej żony. 
   Kwiat Śniegu- piękna, czarująca i wykształcona dziewczynka z dobrego domu, zawiera takowy sojusz z Lilią i od tamtego momentu staje się jej laotong- przyjaciółką od serca i bratnią duszą. Laotong były sobie bliższe nawet niż mąż i żona (a trzeba wiedzieć że w tamtych czasach, niemal wszystkie małżeństwa były aranżowane!). 
 Razem z Lilią poznajemy trudy dorosłego życia oraz jak wyglądało życie XIX-wiecznej Chinki.


Laotong

  Przeczytałam tę książkę w tydzień i muszę powiedzieć że nie była to zbyt wymagająca lektura. Dialogi najprawdopodobniej najbardziej oddają klimat tamtej epoki. Osobiście jednak, mam pewne zastrzeżenia co do tej książki. Kiedy jakiemuś bohaterowi stało się coś złego- kompletnie mnie to nie ruszało. Ktoś zmarł- NIC. Opisywany był ból związany z krępowaniem stóp- NIC. Tragedia rodzinna- NIC! KOMPLETNIE NIC! Tak na prawdę dopiero pod koniec zaczęłam coś czuć ale niestety było to zdenerwowanie spowodowane irytującym zachowaniem głównej bohaterki. Swoją drogą, kompletnie nie potrafiłam się w nią wczuć. Być to może dlatego, iż była ona bardzo posłuszną dziewczyną i nie skarżyła się kiedy robiła coś wbrew jej woli. W takich momentach, czułam wewnętrzny bunt i dziękowałam Panu Bogu za to, że urodziłam się w XXI wieku i w tym kraju, może i pełnym absurdów, ale przynajmniej mogę wyjść za mąż za kogo chcę i nikt mnie nie zmusza do małżeństwa! 
   Kultura wschodu zawsze budziła we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony, podziwiam tych ludzi za wytrwałość, pracowitość oraz skromność (czym niestety nie mogę się pochwalić) ale z drugiej, nie znoszę myśli że miałabym wyjść za kogoś tylko dla pozycji społecznej a moja rola sprowadzałaby się do bycia maszyną do rodzenia dzieci! I jeszcze to wieczne ukrywanie prawdziwych uczuć za maską zadowolenia i szczęścia! Jestem człowiekiem bardzo szczerym i bezpośrednim, więc takie zachowanie mnie wyjątkowo irytuje i jest dla mnie niekiedy równoznaczne z kłamstwem. 
   Bardzo ubolewam nad faktem, iż niektóre sceny zostały przez autorkę potraktowane w bardzo lekceważący sposób. Opis nocy poślubnej Lili zajął może 1 albo 2 zdania? No dobra, ewentualnie 3! Błagam was! Przecież  jest to jedna z najważniejszych chwil w życiu każdej kobiety i to, że pani Lisa See potraktowała ją z takim lekceważeniem, uważam za smutne i przez to ta książka poniekąd straciła w moich oczach.  
   Za każdym razem kiedy czytałam że to mężczyźni mają władzę nad losem kobiet, szlag jasny mnie trafiał! Nie to że jestem feministką ale jednak jest to dla mnie poniżające! Oburza mnie to, że kobiety nie miały tylu praw co mężczyźni.

   Synowie stanowią fundament osobowości kobiety. Dają jej tożsamość, godność, ochronę i wartość ekonomiczną*

   Kolejną rzeczą która irytuje mnie jeżeli chodzi o kulturę Chin, to krępowanie stóp u dziewcząt. Rytuał ten polegał na związaniu stóp mokrymi bandażami które wysychając, kurczyły się i zaciskały mocno na dziewczęcych stópkach. Po jakimś czasie, kości ulegały złamaniu a stopy do końca życia pozostały zdeformowane! Nie potrafię wyobrazić sobie tak ogromnego bólu.
    Często zdarzało się, iż w międzyczasie coś poszło nie tak, i dziewczynki umierały. Niestety, to nie zniechęcało ludzi do kultywowania tego jakże okropnego zwyczaju.
   Ludność Chin nazywała takie stopy "złotymi liliami" a na domiar złego uważała, iż są one piękne i pociągające! Czy jesteście tego samego zdania? Ja nie!


Starsza kobieta i jej skrępowane stopy


   Jak ja dziękuję Panu Bogu że nie urodziłam się w tamtych czasach i w Chinach! Jak ja mu za to dziękuję!  
   Niektórzy narzekają, iż autorka mogła opowiedzieć nieco więcej o świętach, których nazwy co jakiś czas pojawiają się na kartach książki. Moim zdaniem, kultura chińska oraz tamtejsze zwyczaje, zostały dobrze i sprawnie opisane. Nie potrzebowałam więcej. 
   Zaskakuje mnie to iż mimo tej powściągliwości i chowania uczuć za maską, główna bohaterka jest do mnie pod pewnymi względami podobna. Obie przez długi czas jesteśmy ślepe na wiele rzeczy a oświecenie zawsze przychodzi wtedy, kiedy jest już za późno. 
   Lilia od zawsze szanowała tradycję i była bardzo skromną dziewczyną. Z jednej strony podziwiam ją za to iż zawsze przyjmowała z pokorą to co dawał jej los jednak z drugiej, miałam wrażenie jakby wiecznie była marionetką w czyiś rękach- jak nie w matki to potem w teściowej i męża! Ale cóż, taka kultura... 
   Z tego co wiem, powstał film na podstawie "Kwiatu Śniegu..." jednak ja jeszcze go nie oglądałam. Pamiętajcie, najpierw przeczytajcie książkę a dopiero potem oglądnijcie film! Te obrazy które powstają w waszej głowie mają znacznie większą wartość niż te zobaczone na ekranie!


Plakat filmowy

    Czas na podsumowanie! 
   Polecam tę książkę tym, którzy pierwszy raz chcą bliżej zapoznać się z kulturą Chin jednak i ci którzy mają już o niej jakieś pojęcie, raczej nie powinni się nudzić. 
   Absolutnie odradzam ją ludziom, którzy są szczerzy i bezpośredni (tak jak ja) i nie lubią być pomiatani przez innych i zmuszani do różnych rzeczy. Będziecie się denerwować i irytować przez całą lekturę (zupełnie jak ja)!

Moja ocena 6,5/10

Do zobaczenia następnym razem!
Kamila :3

*cytat pochodzi z książki "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz"
  
   
   


UDOSTĘPNIJ TEN POST

16 maja 2015

Świat pełen zapachów- recenzja książki "Pachnidło: Historia pewnego mordercy"

Witajcie!
   Czy zastanawialiście się kiedyś, jak to jest poznawać świat głównie dzięki jednemu zmysłowi a mianowicie węchowi? Przeciętny, zdrowy człowiek, musi daną rzecz zobaczyć, dotknąć, posmakować, powąchać lub usłyszeć by przekonać się o jej właściwościach. Jak się okazuje, nie każdy doświadcza piękna i okrucieństw naszego świata w ten sposób. Zapraszam was do zapoznania się z historią Jana Baptysty Grenouille'go- głównego bohatera książki "Pachnidło: Historia pewnego mordercy" autorstwa Patricka Suskinda. 


Okładka książki

   Jan Baptysta Grenouille urodził się dnia 17 lipca 1738 roku w Paryżu, jako piąte dziecko ubogiej sprzedawczyni ryb. Niestety niedługo po jego narodzinach, dziecko zostało odebrane matce. Kobieta przyznała się do faktu iż chciała zostawić noworodka na stracenie tak jak to zrobiła z poprzednimi czterema, więc wytoczono jej proces i została skazana na śmierć. 
   Mały chłopiec był przekazywany z rąk do rąk. Powód tego był bardzo prosty a mianowicie, wzbudzał on w ludziach lęk. Ale jakim cudem, takie małe niewinne stworzenie, może być przerażające? Czyżby powodem był to iż owe dziecko nie ma żadnego zapachu? Czy fakt iż ono niczym nie pachnie, może niepokoić ludzi? Owszem. Ta jakże irracjonalna rzecz sprawiła, iż mały Grenouille był niechciany już jako niemowlak. 
   Pobyt w domu pani Gaillard, kobiety przyjmującej za opłatą podrzucone dzieci, był niezwykle trudny dla naszego głównego bohatera gdyż był on tam poniżany i katowany przez innych. Jednak to właśnie w tamtym okresie, Grenouille dowiedział się o swoich niezwykłych umiejętnościach. Jak być może domyślacie się z mojego wstępu, chodzi tutaj o niezwykle czuły węch. Nos chłopaka był tak niesamowicie dokładny, iż był w stanie rozpoznać z daleka poszczególne zapachy i nie ważne było, czy to ludzkie czy to roślinne. Grenouille wiedział o czyimś przyjściu, zanim ta osoba weszła do domu pani Gaillard. Ba! Zanim nawet znalazła się w pobliżu ulicy, przy której stała jej posiadłość! W pewnym momencie, był nawet w stanie opisać wygląd danej osoby, znając jedynie jej zapach!
   Pani Gaillard nie miała najmniejszego pojęcia o niezwykle czułym nosie Jana Baptysty więc posądziła go o jasnowidztwo. W obawie przed umiejętnościami chłopaka, oddała go garbarzowi Grimalowi by u niego pracował i mieszkał. 
   Młody Grenouille bez najmniejszej możliwości sprzeciwu, rozpoczął morderczo ciężką pracę u garbarza. Jak się później okazało, chłopak wywiązywał się sumiennie ze swoich obowiązków więc dnia 1 września 1753 roku, w rocznicę koronacji, dano mu odrobinę wolności i pozwolono wziąć udział w świętowaniu. Chłopak jednak zamiast zachwycać się pięknem barwnych fajerwerków, tak jak miał to z zwyczaju, zapoznawał się z otaczającymi go zewsząd zapachami. W pewnym momencie, dobiegła go woń tak niebywale piękna, tak niebywale słodka, że musiał wiedzieć skąd ów zapach pochodził. 
   Wtedy nie miał pojęcia że to wydarzenie zmieni całe jego życie. Wtedy nie wiedział, że będzie to prawdziwy początek jego opowieści.
   Jan Baptysta Grenouille od zawsze był samotnikiem a przyczyniło się tego sposób w jaki reagowali na niego inni ludzie. Kiedy wpada się na ulicy na jakiegoś nieznanego człowieka, zwykle odsuwa się na bezpieczną odległość a następnie przeprasza ze skruchą. W przypadku Grenouille'go, było zupełnie inaczej. Przechodnie unikali za wszelką cenę jego dotyku a kiedy wpadł na kogoś przez przypadek, ci odskakiwali jak oparzeni a następnie obdarzali go spojrzeniami przepełnionymi obrzydzeniem. Chłopak nie posiadający żadnego zapachu, roztaczający wokół siebie zimną, pustą aurę, odrzucony przez społeczeństwo, zaczął zatracać się w otaczających go woniach. Dla Grenouille'go, człowiek był kimś kto wytwarza wszelakiego rodzaju wonie- i te piękne ale i te niezbyt przyjemne również. Dla niego, człowiek nie był istotą myślącą i posiadającą uczucia. Dla niego, człowiek był jedną wielką fabryką zapachów. 
   Grenouille wiele razy przez narratora powieści, przyrównywany był do kleszcza, do obrzydliwego pasożyta który tylko czeka aż pojawi się przed nim świeża krew. Do robaka który jest w stanie przetrwać wszystko, byleby tylko dostać to na czym mu szczerze zależy. Nie dość że Grenouille posiadał osobliwą, odstraszającą ludzi aurę, to jeszcze nie był zbyt pociągający z wyglądu. Niski, garbaty chłopak utykający na jedną nogę i zamiast mówić- chrypiał i dukał. Cóż, ktoś taki ewidentnie nie był w stanie podbić ludzkich serc lub chociaż wzbudzić w nich iskry sympatii...
   Czy człowiek takiego nędznego pokroju, po tylu przejściach, może mieć w sercu Boga? Czy ktoś kto był traktowany jak szkodnik, może mieć szacunek do ludzkiego życia i do innych? Odpowiedź jest chyba aż nader oczywista!


Główny bohater- Jan Baptysta Grenouille

  Krajobrazy, poszczególni ludzie, przedmioty i miejsca, opisywane są głównie pod kątem wydzielanych przez nich woni. Język jakim pisana jest ta powieść jest klarowny i zrozumiały. Jedynym moim zastrzeżeniem jest to iż autor zamiast w jednym fragmencie opisywać wydarzenia z perspektywy głównego bohatera i jakiejś innej postaci, mógł opisać je oddzielnie. Momentami, czułam się przez to nieco zagubiona. 
     Zadziwia mnie to, jak bardzo jestem w stanie zrozumieć motywy postępowania Grenouille'go. Nawet jeżeli był perfidnym zwyrodnialcem, potrafiłabym wytłumaczyć dlaczego zachował się tak a nie inaczej. Nie jestem do końca pewna, czy to dzięki umiejętnościom autora czy raczej mojej głębokiej empatii. W każdym razie, nawet jak na wyrzutka i zakałę społeczeństwa, głównego bohatera da się lubić.
   Co do fabuły, nie mam zamiaru zdradzać wam więcej. Mam wrażenie że ten drugi człon tytułu a mianowicie "Historia pewnego mordercy" jest kompletnie zbyteczny i psuje tylko czytelnikowi zabawę. Do momentu kiedy Grenouille staje się tytułowym mordercą, wolałabym dojść sama, i to bez żadnych spoilerów! 
   Historia głównego bohatera "Pachnidła" jest niesamowicie wciągająca! Kiedy wzięłam tę książkę ze sobą do szkoły, nie mogłam przestać jej czytać na przerwach! Czytałam ją nawet w autobusie a zwykle wolę być uważna by nie przeoczyć przez przypadek mojego przystanku (jak się zamyślę to odpływam do zupełnie innego świata). 
   Módlmy się, aby ten kto urodzi się kiedyś z podobnymi umiejętnościami, nie miał takiego trudnego życia jak Jan Baptysta Grenouille i aby nie wybrał tej samej, haniebnej drogi co on. O ile rzeczywiście możliwe jest posiadanie węchu niemal absolutnego. Swoją drogą, sam pomysł na historię zwyczajnego człowieka o takich umiejętnościach, jest niezwykle intrygujący!
   Być może niektórzy z was oglądali już film powstały na podstawie "Pachnidła". Ja osobiście raczej nie palę się do jego oglądnięcia ponieważ wolę aby niektóre moje wyobrażenia pozostały tylko i wyłącznie w mojej głowie. Chyba poczułabym się nieco zgorszona(?), wzburzona(?) gdybym oglądnęła końcówkę filmu. Ci którzy czytali już książkę, wiedzą jakie wydarzenia mam na myśli. Wybaczcie, jednak ja jestem wyjątkowo wrażliwa na takie widoki...
   Co do aktora grającego Grenouille, coś filmowcom nie wyszło bo zamiast wziąć do tej roli karła-brzydala, wzięli całkiem przystojnego faceta!


Plakat filmowy

   W moim mniemaniu"Pachnidło: Historia pewnego mordercy", jest niewątpliwie wartą przeczytania książką i będę polecała ją moim najbliższym. Po przeczytaniu tej książki, już nigdy nie będę w stanie myśleć o perfumach tylko jako o perfumach! Przeczytaj a dowiesz się dlaczego! 
    
   Moja ocena  7/10

Do zobaczenia następnym razem!
Kamila


UDOSTĘPNIJ TEN POST
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.