Hejka!
W ostatnim czasie, na ekrany kin powracają znane i cenione przez wielu widzów produkcje, tyle że w nieco innych, odświeżonych formach. Do tego szerokiego grona, dołączył w tym roku także remake "Linii życia", którego premiera obiła się w Polsce bez szerszego echa. Jednakże już po pierwszych seansach pojawiły się opinie, że nowsza wersja w niczym nie dorównuje tej oryginalnej z 1990 roku. Bardzo zaciekawiło mnie, czy internauci mieli pod tym względem rację, więc postanowiłam porównać ze sobą obydwie te produkcje. Obejrzałam każdy z filmów i wnioski, które udało mi się wysnuć, przedstawię Wam luźno w dzisiejszym poście. Zapraszam!
UWAGA! MOŻLIWE SPOILERY!
UWAGA! MOŻLIWE SPOILERY!
źródła: movieweb.com, denofgeek.com
Informacje ogólne
Produkcja
Stany Zjednoczone / Stany Zjednoczone
Czas trwania
110 min / 115 min
Gatunek
horror, sci-fi / thriller, sci-fi
Rok produkcji
2017 / 1990
Przeszłość zapuka do twoich drzwi w momencie, kiedy się jej najmniej spodziewasz. Gdy grupa studentów medycyny zaczyna eksperymentować ze śmiercią kliniczną, budzą się ich wewnętrzne demony, które żądają zapłaty za popełnione przez nich grzechy. Bohaterowie stopniowo zatracają się w swoich mrocznych wizjach, przez co stają się jeszcze bliżsi śmierci, niż byli wcześniej. Doświadczenie, które miało im przynieść sławę i ogromną karierę, swoimi skutkami zaczyna stopniowo doprowadzać ich do obłędu.
Jestem mocno zawiedziona postawą twórców nowej wersji "Linii...". Odtworzyli - czy może raczej powielili - scenariusz oryginału niemal kropka w kropkę, nie dodając przy tym nic szczególnego od siebie. Doświadczenia, motywacje oraz przewinienia z przeszłości bohaterów, zarówno tej nowszej jak i starszej wersji, są bardzo podobne do siebie; każdy z bohaterów miał swój delikatnie zmieniony odpowiednik. Szkoda, bo odrobina różnorodności mogłaby uatrakcyjnić seans.
Zapewne celem twórców nie było stworzenie kontynuacji oryginału, jednakże gdyby postanowili oni pójść właśnie w tym kierunku i pociągnęli dalej historię z 1990 roku, ten film prezentowałby się o wiele lepiej. Idealną okazją byłoby wykorzystanie obecności w ekipie Kiefera Sutherlanda, który wcielił się tutaj w postać doktora Wolfsona. Dlaczego o nim wspominam? Otóż Sutherland wystąpił również w poprzedniej wersji "Linii..", i to jako jeden z głównych bohaterów. Dlatego zamiast wpychać do scenariusza postać doktora Wolfsona, twórcy mogli postawić na jego miejscu bohatera oryginału, również jako doktora, który np. odkrywa eksperymenty swoich studentów i znając tego skutki, stara się powstrzymać ich przed dalszymi badaniami. Owy zabieg wniósłby naprawdę wiele do historii i mógłby nadać jej zupełnie inny przebieg. Zastanawia mnie tylko, dlaczego nikt nie podjął się jego realizacji? Nie chce mi się wierzyć, że nikt nie wpadł na podobny pomysł; wydaje mi się on aż zbyt oczywisty. W takim razie, czy twórcy natknęli się na pewne problemy w trakcie jego realizacji i pozostało im tylko ścisłe trzymanie się scenariusza oryginału? Cóż, w tej kwestii pozostaje nam jedynie gdybać.
Podczas gdy oryginał skupia się na budowaniu napięcia i nie atakuje nas z każdej strony postaciami wyskakującymi zza cienia i samo otwierającymi się drzwiczkami, "Linia.." z tego roku na każdym kroku stara się wywołać w nas poczucie strachu (właśnie wcześniej wymienionymi sposobami), tyle że z miernym skutkiem. Ze względu na słabe nerwy, nie należę do miłośników kina grozy, jednakże nawet i na mnie te usilne zabiegi nie zrobiły większego wrażenia. Nie twierdzę, że przedstawienie tej historii w nieco mroczniejszy i bardziej horrorowy sposób było błędne. Ależ skąd! Dodało to odrobinę różnorodności, której brakowało mi w przypadku fabuły. Szkoda tylko, że postawiono tutaj na tanie i typowe chwyty, które kompletnie zawiodły i pozostawiły potworny niedosyt.
Efekty specjalne są zdecydowanie największym plusem nowszej wersji "Linii..." i stanowią również element, który szczególnie przykuł moją uwagę. Wykonano je z dużą dbałością, co naprawdę cieszyło moje oko, a do tego odegrały istotną rolę w wielu kluczowych dla fabuły momentach (w razie wszelkich wątpliwości, nie chodzi mi tutaj o te efekty horrorowe). Również lokacje, gdzie rozgrywają się poszczególne wydarzenia filmu - zimne, przepełnione chłodnymi kolorami - mają swój specyficzny klimat. Pod tym względem jednak, znów wygrywa u mnie oryginał. Jego twórcy postanowili umieścić akcję w obiektach o bardzo strzelistych formach, które niekiedy łudząco przypominały kościoły (kilka z nich chyba rzeczywiście nimi było), co tylko spotęgowało we mnie poczucie niepokoju. Podobne wrażenia towarzyszą mi w kwestii muzyki- w nowszej wersji była ona poprawna, wpasowywała się w tło, jednakże nie utkwiła w mojej pamięci na dłużej. Zaś soundtrack oryginału chodzi mi po głowie już od dłuższego czasu. Jego lekko psychodeliczne brzmienie bardzo wprowadziło mnie w nastrój filmu i pozwoliło mi lepiej poczuć historię, jaką opowiadał.
Dobra, to teraz czas się do czegoś porządnie przyczepić. Rozumiem, że twórcy oryginału nie dysponowali wówczas takimi sprzętami, jakie są dostępne w dzisiejszych czasach, ale błagam... Te chamsko postawione na środku kadru świece dymne, doprowadzały mnie momentami do szału. I to nie był pojedynczy przypadek, tego nazbierałoby się całkiem sporo. Efekty ze sztuczną mgłą są nie najgorsze, ale plizzz. Przydałaby się w tym odrobina umiaru!
See you
Kamila
PS 1 Pierwszą wersją "Linii..." jaką oglądnęłam był remake z tego roku i widziałam go w Multikinie w dniu polskiej premiery. Byłam wtedy z przyjaciółką. Zajęłyśmy najlepsze miejsca, czyli pośrodku najwyższego rzędu, gdzie czułyśmy się jak królowe. Do tego, byłyśmy zupełnie same na ogromnej sali przez calusieńki seans! Cóż, było coś koło 15:00, więc o tej porze nie było zbyt wielu ludzi w kinie, i też samo to kino nie jest zbyt popularne w naszej okolicy, więc nie dziwię się, że skończyłyśmy jako same na sali. Ale mimo wszystko, to było ciekawe doświadczenie!
PS 2 Przepraszam Was za tak długą nieobecność (już który raz to robię!). Jakiś czas temu rozpoczęłam studia i powoli zaczynam dochodzić do ładu z moimi obowiązkami i przyzwyczajam się do nowego trybu życia. Przeprowadziłam się też do akademika, gdzie na szczęście trafiłam na mnóstwo miłych osób, w tym na sympatyczne współlokatorki. We wrześniu z kolei, odwiedziła mnie moja przyjaciółka z Niemiec, którą poznałam na wymianie w liceum. Przenocowałyśmy kilka dni w Krakowie i następne dni albo spędzałyśmy na zwiedzaniu okolicznych atrakcji jak np. galeria obrazów Beksińskiego w sanockim zamku, albo wspólnie oglądałyśmy filmy i rozmawiałyśmy do późnej nocy. Wiele się w ostatnim czasie działo, dlatego proszę Was o wybaczenie za tak długą ciszę z mojej strony.
Jestem mocno zawiedziona postawą twórców nowej wersji "Linii...". Odtworzyli - czy może raczej powielili - scenariusz oryginału niemal kropka w kropkę, nie dodając przy tym nic szczególnego od siebie. Doświadczenia, motywacje oraz przewinienia z przeszłości bohaterów, zarówno tej nowszej jak i starszej wersji, są bardzo podobne do siebie; każdy z bohaterów miał swój delikatnie zmieniony odpowiednik. Szkoda, bo odrobina różnorodności mogłaby uatrakcyjnić seans.
Zapewne celem twórców nie było stworzenie kontynuacji oryginału, jednakże gdyby postanowili oni pójść właśnie w tym kierunku i pociągnęli dalej historię z 1990 roku, ten film prezentowałby się o wiele lepiej. Idealną okazją byłoby wykorzystanie obecności w ekipie Kiefera Sutherlanda, który wcielił się tutaj w postać doktora Wolfsona. Dlaczego o nim wspominam? Otóż Sutherland wystąpił również w poprzedniej wersji "Linii..", i to jako jeden z głównych bohaterów. Dlatego zamiast wpychać do scenariusza postać doktora Wolfsona, twórcy mogli postawić na jego miejscu bohatera oryginału, również jako doktora, który np. odkrywa eksperymenty swoich studentów i znając tego skutki, stara się powstrzymać ich przed dalszymi badaniami. Owy zabieg wniósłby naprawdę wiele do historii i mógłby nadać jej zupełnie inny przebieg. Zastanawia mnie tylko, dlaczego nikt nie podjął się jego realizacji? Nie chce mi się wierzyć, że nikt nie wpadł na podobny pomysł; wydaje mi się on aż zbyt oczywisty. W takim razie, czy twórcy natknęli się na pewne problemy w trakcie jego realizacji i pozostało im tylko ścisłe trzymanie się scenariusza oryginału? Cóż, w tej kwestii pozostaje nam jedynie gdybać.
źródło: spoilerfreemoviesleuth.com
Podczas gdy oryginał skupia się na budowaniu napięcia i nie atakuje nas z każdej strony postaciami wyskakującymi zza cienia i samo otwierającymi się drzwiczkami, "Linia.." z tego roku na każdym kroku stara się wywołać w nas poczucie strachu (właśnie wcześniej wymienionymi sposobami), tyle że z miernym skutkiem. Ze względu na słabe nerwy, nie należę do miłośników kina grozy, jednakże nawet i na mnie te usilne zabiegi nie zrobiły większego wrażenia. Nie twierdzę, że przedstawienie tej historii w nieco mroczniejszy i bardziej horrorowy sposób było błędne. Ależ skąd! Dodało to odrobinę różnorodności, której brakowało mi w przypadku fabuły. Szkoda tylko, że postawiono tutaj na tanie i typowe chwyty, które kompletnie zawiodły i pozostawiły potworny niedosyt.
Efekty specjalne są zdecydowanie największym plusem nowszej wersji "Linii..." i stanowią również element, który szczególnie przykuł moją uwagę. Wykonano je z dużą dbałością, co naprawdę cieszyło moje oko, a do tego odegrały istotną rolę w wielu kluczowych dla fabuły momentach (w razie wszelkich wątpliwości, nie chodzi mi tutaj o te efekty horrorowe). Również lokacje, gdzie rozgrywają się poszczególne wydarzenia filmu - zimne, przepełnione chłodnymi kolorami - mają swój specyficzny klimat. Pod tym względem jednak, znów wygrywa u mnie oryginał. Jego twórcy postanowili umieścić akcję w obiektach o bardzo strzelistych formach, które niekiedy łudząco przypominały kościoły (kilka z nich chyba rzeczywiście nimi było), co tylko spotęgowało we mnie poczucie niepokoju. Podobne wrażenia towarzyszą mi w kwestii muzyki- w nowszej wersji była ona poprawna, wpasowywała się w tło, jednakże nie utkwiła w mojej pamięci na dłużej. Zaś soundtrack oryginału chodzi mi po głowie już od dłuższego czasu. Jego lekko psychodeliczne brzmienie bardzo wprowadziło mnie w nastrój filmu i pozwoliło mi lepiej poczuć historię, jaką opowiadał.
Na samym końcu chciałabym poruszyć kwestię bohaterów. Tak jak już wcześniej wspomniałam, wersja z tego roku w zaledwie niewielkim stopniu różni się od tej pierwotnej, i odnosi się to szczególnie do losów każdej z postaci. Odniosłam jednak wrażenie, jak gdyby motywy bohaterów z nowszej wersji były nieco bardziej klarowne, a już w szczególności jeżeli chodzi o Courtney, która zainicjowała eksperymenty ze śmiercią kliniczną. Czuję też, że w pewien sposób byli mi oni bliżsi i lepiej potrafiłam wczuć się w ich sytuację. Czyżby to było spowodowane tym, że bardziej identyfikuję się z ich problemami? Są dla mnie bardziej aktualne przez to, że mają miejsce we współczesności? Nie mam bladego pojęcia, czy ten trop jest słuszny.
źródło: Columbia Pictures Corporation
Pomimo wszelkich negatywnych opinii oraz zmarnowania swojego potencjału, remake "Linii życia" zasługuje na uwagę i wiele sobą prezentuje. Mimo, że momentami rozczarowuje i stosuje bardzo banalne zagrania, sięgnięcie po niego nie uważam za stratę czasu. W porównaniu do swojego pierwowzoru nie wypada ani blado ani nijak; wiele mu brakuje, ale wciąż stoi na przyzwoitym poziomie.
Na pytanie, co lepiej oglądnąć, czy oryginał czy remake, nie mam dla Was jednoznacznej odpowiedzi. Obejrzyjcie obydwa te filmy aby mieć pełne rozeznanie, co w danym było lepsze, a co gorsze.
Ocena dzieł
Fabuła
3/5 / 4/5
Bohaterowie
4/5 / 3/5
Wykonanie
4/5 / 3/5
Subiektywne odczucie
3/5 / 4/5
Ostateczny wynik
7/10 / 7/10
Kamila
PS 1 Pierwszą wersją "Linii..." jaką oglądnęłam był remake z tego roku i widziałam go w Multikinie w dniu polskiej premiery. Byłam wtedy z przyjaciółką. Zajęłyśmy najlepsze miejsca, czyli pośrodku najwyższego rzędu, gdzie czułyśmy się jak królowe. Do tego, byłyśmy zupełnie same na ogromnej sali przez calusieńki seans! Cóż, było coś koło 15:00, więc o tej porze nie było zbyt wielu ludzi w kinie, i też samo to kino nie jest zbyt popularne w naszej okolicy, więc nie dziwię się, że skończyłyśmy jako same na sali. Ale mimo wszystko, to było ciekawe doświadczenie!
PS 2 Przepraszam Was za tak długą nieobecność (już który raz to robię!). Jakiś czas temu rozpoczęłam studia i powoli zaczynam dochodzić do ładu z moimi obowiązkami i przyzwyczajam się do nowego trybu życia. Przeprowadziłam się też do akademika, gdzie na szczęście trafiłam na mnóstwo miłych osób, w tym na sympatyczne współlokatorki. We wrześniu z kolei, odwiedziła mnie moja przyjaciółka z Niemiec, którą poznałam na wymianie w liceum. Przenocowałyśmy kilka dni w Krakowie i następne dni albo spędzałyśmy na zwiedzaniu okolicznych atrakcji jak np. galeria obrazów Beksińskiego w sanockim zamku, albo wspólnie oglądałyśmy filmy i rozmawiałyśmy do późnej nocy. Wiele się w ostatnim czasie działo, dlatego proszę Was o wybaczenie za tak długą ciszę z mojej strony.
Nie przepadam za horrorami, to zupełnie nie filmy dla mnie. :<
OdpowiedzUsuńSzkoda, że oba te filmy są średnio dobre. Twórcy nowej wersji powinni się byli bardziej postarać, a z drugiej strony myślę, że wiele osób może być nieświadomych, że ten film to remake jakiegoś wcześniejszego filmu :>
O kurde zupełnie nie dla mnie ja nie mogę ogladać horrorów :D
OdpowiedzUsuńZapraszam http://ispossiblee.blogspot.com/2017/10/modnie-do-spania.html
Nawet jeśli piszesz że film straszy z miernym skutkiem to i tak wolę nie ryzykować, nie znoszę oglądania niczego strasznego xD
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem obie wersje są niezłe ;)
OdpowiedzUsuńPraktycznie nie oglądam filmów, wolę czytać książki.:) A horrorów szczególnie nie bo potem spać nie mogę.
OdpowiedzUsuńkocieczytanie.blogspot.com
Miałam w planach obejrzenie "Linii Życia", ale coś mi nie było po drodze. Po recenzji jeszcze bardziej się tą produkcją zaciekawiłam i z chęcią zrobię sobie małe porównanie obu filmów :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńapocalyptic-pie.blogspot.com
Jeszcze nie miałam okazji zobaczyć tego filmu, ale z chęcią w wolnej chwili to zmienię.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
www.nacpana-ksiazkami.blogspot.de
Niezbyt lubię horrory, jednakże przekonałaś mnie i gdy tylko znajdę trochę czasu to z chęcią obejrzę którąś z wersji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :*
martynapiorowieczne.blogspot.com
Pierwszy raz słyszę o tym tytule.
OdpowiedzUsuńJakoś nieszczególnie zainteresował mnie ten film... Raczej nie zamierzam go obejrzeć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Caroline Livre
nie oglądałam, ale chyba nadrobię zaległości :) zostaję tu z Tobą na dłużej i pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuń