Hejka!
Jako zapalona miłośniczka historii o podróżach w czasie, bardzo chętnie sięgam po przeróżne tytuły z tego gatunku. Jednakże, twórcy niektórych z nich najprawdopodobniej postanowili zerwać ze wszelkimi prawami rządzącymi światem, przez co mamy dzisiaj taki twór jak "Tokyo Girl". Czy pomimo swoich licznych niedociągnięć i innych wad, ten film jest wart oglądnięcia? Zaraz się przekonacie. Zapraszam!
Ludzki los i ścieżki splatają się ze sobą na różne niepojęte dla nas sposoby, W momencie, kiedy Miho zbiega ze schodów w jednym z tokijskich hoteli, dochodzi do gwałtownego trzęsienia ziemi i telefon, który trzymała wcześniej w ręce, wędruje tunelem czasoprzestrzennym do poprzedniego stulecia. Szczęśliwym znalazcą własności dziewczyny, okazuje się być młody aspirujący pisarz- Tokijiro. Zatroskana nastolatka dzwoni na swój telefon i po jakimś czasie okrywa, iż jej rozmówca pochodzi z 1912 roku. Hiho i Tokijiro coraz częściej nawiązują ze sobą kontakt i w pewnym momencie dostrzegają, iż ich wzajemna fascynacja przerodziła się w znacznie głębsze uczucie. W pewnym momencie dziewczyna dowiaduje się o dacie i okolicznościach śmierci chłopaka. Czy pomimo dzielącego ich dystansu i przeszkód stojących na ich drodze, dziewczynie uda się uratować jej ukochanego?
To, co przed chwilą przeczytaliście, to była chyba piąta albo szósta wersja opisu fabuły. Ta historia jest tak poplątana, że naprawdę ciężko było mi przedstawić ją w miarę logiczny sposób. Paradoksalnie może to i dobrze, ponieważ w pewien sposób świadczy to o tym, iż jest w niej wiele oryginalnych i nietuzinkowych elementów.
Na początek chciałabym Wam wytłumaczyć, na jakiej zasadzie możliwe było połączenie telefoniczne pomiędzy 2008 a 1912 rokiem, ponieważ jest to moim zdaniem największy problem w tym filmie. Otóż bohaterowie wcale nie wykorzystywali do tego żadnej specjalistycznej technologi, ani nie prosili kosmitów o pomoc. Jedyne, co było im potrzebne to.... księżyc. Tak, księżyc i wysyłane przez niego magiczne promienie, dzięki którym mogli ze sobą rozmawiać. Z jednej strony brzmi to dla mnie niesamowicie głupio i dziwacznie, ale z drugiej jestem zaskoczona pomysłowością twórców. Myślę, że ich koncepcja była, ogólnie rzecz biorąc, dobra- osoby z dwóch różnych epok odkrywają różnice pomiędzy ich światami i pokonują dzielące ich bariery. Odnoszę jednak wrażenie, że twórcy chcieli za wszelką cenę stworzyć coś oryginalnego, przez co albo odrzucili albo zapomnieli o wszelkiej logice i prawach. Efektem tego jest scenariusz, który wygląda zupełnie jak parodia tego pierwotnego pomysłu.
Pewnym ciekawym przykładem nielogiczności w tym filmie jest scena, w której główny bohater spaceruje ulicą i rozmawia z Miho przez telefon. O ile w dzisiejszych czasach tego typu widok nie robi na nikim większego wrażenia, o tyle w XX wieku mógłby być dla kogoś niepokojący. Wyobraźcie sobie, że żyjecie w 1912 roku. Spacerujecie sobie po mieście, a tu obok was idzie jakiś gość, co gada do siebie i trzyma przy uchu białe drewno, czy co to kurczę jest. Chłopak rozmawia cały czas: i w parku, i w restauracji i siedząc w tramwaju. Wydaje mi się, że większość osób zareagowałaby w jakikolwiek sposób na takie zachowanie. Jednakże, w tym filmie nic takiego nie zachodzi. Tutaj nikt nie zwrócił na Tokijiro większej uwagi: nikt się nie obejrzał, nikt nie skomentował, po prostu zero reakcji. Niby jest to drobna rzecz, ale moim zdaniem razi i to bardzo.
"Tokyo Girl" to nie tylko miłość i związane z tym perypetie, ale także i dramaty rodzinne. Ojciec głównej bohaterki zmarł, kiedy ta była jeszcze małym dzieckiem, przez co była później wychowywana jedynie przez swoją mamę. Po wielu latach samotności, gdy matka dziewczyny w końcu czuje się na tyle gotowa, by związać się na stałe z kimś nowym, ta kategorycznie jej tego zabrania. Podczas wspólnego spotkania z nowym partnerem matki, Miho zachowuje się jak rozwydrzone dziecko: jest wredna, chowa się przed nimi w toalecie, nie odpowiada na pytania, a jeżeli już, to zwykle podnosi przy tym głos. Gdyby bohaterka była dzieckiem, byłabym jeszcze w stanie zaakceptować to, że ma ona takie podejście do tej sprawy, ale błagam Was, ona jest już nastolatką i ma 16 lat. Wydaje mi się, że osoby w tym wieku już trochę lepiej rozumieją otaczający ich świat i potrafią wczuć się w sytuację innych osób. W tym przypadku, główna bohaterka wykazała się, moim zdaniem, wyjątkowo infantylnym podejściem do całej sprawy, przez co bardzo trudno było mi poczuć do niej jakąkolwiek sympatię. Na szczęście, pod wpływem znacznie dojrzalszego od niej Tokijiro, dziewczyna zmienia swój stosunek do jej sytuacji rodzinnej i akceptuje nowego wybranka swojej mamy.
Nieco ciekawszy był dla mnie wątek Tokijiro, który postanowił porzucić rodzinny interes i rozpocząć naukę u pewnego szanowanego pisarza. Pomimo nieprzychylności ze strony ojca, Tokijiro realizuje swoje pasje i stara się urzeczywistnić swoje marzenia, czym już na początku zyskał mój szacunek.
źródło: asianwiki.com
Informacje ogólne
Produkcja: Japonia
Czas trwania: 98 min.
Gatunek: fantasy, dramat, romans
Rok produkcji: 2008
Ludzki los i ścieżki splatają się ze sobą na różne niepojęte dla nas sposoby, W momencie, kiedy Miho zbiega ze schodów w jednym z tokijskich hoteli, dochodzi do gwałtownego trzęsienia ziemi i telefon, który trzymała wcześniej w ręce, wędruje tunelem czasoprzestrzennym do poprzedniego stulecia. Szczęśliwym znalazcą własności dziewczyny, okazuje się być młody aspirujący pisarz- Tokijiro. Zatroskana nastolatka dzwoni na swój telefon i po jakimś czasie okrywa, iż jej rozmówca pochodzi z 1912 roku. Hiho i Tokijiro coraz częściej nawiązują ze sobą kontakt i w pewnym momencie dostrzegają, iż ich wzajemna fascynacja przerodziła się w znacznie głębsze uczucie. W pewnym momencie dziewczyna dowiaduje się o dacie i okolicznościach śmierci chłopaka. Czy pomimo dzielącego ich dystansu i przeszkód stojących na ich drodze, dziewczynie uda się uratować jej ukochanego?
To, co przed chwilą przeczytaliście, to była chyba piąta albo szósta wersja opisu fabuły. Ta historia jest tak poplątana, że naprawdę ciężko było mi przedstawić ją w miarę logiczny sposób. Paradoksalnie może to i dobrze, ponieważ w pewien sposób świadczy to o tym, iż jest w niej wiele oryginalnych i nietuzinkowych elementów.
źródło: asianwiki.com
Na początek chciałabym Wam wytłumaczyć, na jakiej zasadzie możliwe było połączenie telefoniczne pomiędzy 2008 a 1912 rokiem, ponieważ jest to moim zdaniem największy problem w tym filmie. Otóż bohaterowie wcale nie wykorzystywali do tego żadnej specjalistycznej technologi, ani nie prosili kosmitów o pomoc. Jedyne, co było im potrzebne to.... księżyc. Tak, księżyc i wysyłane przez niego magiczne promienie, dzięki którym mogli ze sobą rozmawiać. Z jednej strony brzmi to dla mnie niesamowicie głupio i dziwacznie, ale z drugiej jestem zaskoczona pomysłowością twórców. Myślę, że ich koncepcja była, ogólnie rzecz biorąc, dobra- osoby z dwóch różnych epok odkrywają różnice pomiędzy ich światami i pokonują dzielące ich bariery. Odnoszę jednak wrażenie, że twórcy chcieli za wszelką cenę stworzyć coś oryginalnego, przez co albo odrzucili albo zapomnieli o wszelkiej logice i prawach. Efektem tego jest scenariusz, który wygląda zupełnie jak parodia tego pierwotnego pomysłu.
Pewnym ciekawym przykładem nielogiczności w tym filmie jest scena, w której główny bohater spaceruje ulicą i rozmawia z Miho przez telefon. O ile w dzisiejszych czasach tego typu widok nie robi na nikim większego wrażenia, o tyle w XX wieku mógłby być dla kogoś niepokojący. Wyobraźcie sobie, że żyjecie w 1912 roku. Spacerujecie sobie po mieście, a tu obok was idzie jakiś gość, co gada do siebie i trzyma przy uchu białe drewno, czy co to kurczę jest. Chłopak rozmawia cały czas: i w parku, i w restauracji i siedząc w tramwaju. Wydaje mi się, że większość osób zareagowałaby w jakikolwiek sposób na takie zachowanie. Jednakże, w tym filmie nic takiego nie zachodzi. Tutaj nikt nie zwrócił na Tokijiro większej uwagi: nikt się nie obejrzał, nikt nie skomentował, po prostu zero reakcji. Niby jest to drobna rzecz, ale moim zdaniem razi i to bardzo.
źródło: film "Tokyo Girl"
Trochę kiczowato to wygląda, sami przyznajcie...
"Tokyo Girl" to nie tylko miłość i związane z tym perypetie, ale także i dramaty rodzinne. Ojciec głównej bohaterki zmarł, kiedy ta była jeszcze małym dzieckiem, przez co była później wychowywana jedynie przez swoją mamę. Po wielu latach samotności, gdy matka dziewczyny w końcu czuje się na tyle gotowa, by związać się na stałe z kimś nowym, ta kategorycznie jej tego zabrania. Podczas wspólnego spotkania z nowym partnerem matki, Miho zachowuje się jak rozwydrzone dziecko: jest wredna, chowa się przed nimi w toalecie, nie odpowiada na pytania, a jeżeli już, to zwykle podnosi przy tym głos. Gdyby bohaterka była dzieckiem, byłabym jeszcze w stanie zaakceptować to, że ma ona takie podejście do tej sprawy, ale błagam Was, ona jest już nastolatką i ma 16 lat. Wydaje mi się, że osoby w tym wieku już trochę lepiej rozumieją otaczający ich świat i potrafią wczuć się w sytuację innych osób. W tym przypadku, główna bohaterka wykazała się, moim zdaniem, wyjątkowo infantylnym podejściem do całej sprawy, przez co bardzo trudno było mi poczuć do niej jakąkolwiek sympatię. Na szczęście, pod wpływem znacznie dojrzalszego od niej Tokijiro, dziewczyna zmienia swój stosunek do jej sytuacji rodzinnej i akceptuje nowego wybranka swojej mamy.
Nieco ciekawszy był dla mnie wątek Tokijiro, który postanowił porzucić rodzinny interes i rozpocząć naukę u pewnego szanowanego pisarza. Pomimo nieprzychylności ze strony ojca, Tokijiro realizuje swoje pasje i stara się urzeczywistnić swoje marzenia, czym już na początku zyskał mój szacunek.
źródło: asianwiki.com
Oprawa i wykonanie tego filmu stoją na miernym poziomie. Gra aktorska niczym mnie nie zachwyciła, a czasami wręcz bawiło mnie to, w jak nieudolny sposób poszczególni aktorzy próbowali odegrać swoje role (szczególnie Kazuma Sano wcielający się w postać Tokijiro; doceniam go za usilne starania, ale mimo wszystko nie poradził sobie zbyt dobrze). Również montaż wzbudził we mnie mieszane uczucia. Zerknijcie do góry na kadr ze świecącym księżycem. Wygląda to mało profesjonalnie, moim zdaniem. Jedyny zabieg, który mnie pozytywnie zaskoczył, to podkreślenie różnicy pomiędzy współczesnością a przeszłością za pomocą kolorów. Kiedy kamera podąża za Miho, wszystkie kolory wokół niej są żywe i nasycone, a gdy przenosimy się do 1912, nabierają one brązowawych i szarawych odcieni. Jeżeli chcecie wiedzieć więcej na ten temat, odsyłam Was do TEGO filmiku.
źródło: film "Tokyo Girl"
Pomimo wielu niejasności i bzdurnych niedociągnięć, "Tokyo Girl" jest w pewien sposób warte uwagi i można przy tym filmie miło spędzić swój wolny czas. Nie brakuje tutaj fantazji i klimatu, a z czasem niektóre głupie elementy stają się tak chore, że aż śmieszne. Tematyka oraz problemy jakie porusza są mimo wszystko dosyć oryginalne, a podczas oglądania można się niejednokrotnie wzruszyć, szczególnie na sam koniec. Swoją drogą zakończenie jest najbardziej zaskakującym elementem w całym tym filmie. SPOILER Przez cały czas wydawało mi się, że "Tokyo Girl" to ten typ produkcji, gdzie wszystko ma się ułożyć pozytywnie: bohaterowie nigdy się nie rozstają, ich miłość kwitnie i każdy akceptuje ich uczucie. Niestety, ale jest zupełnie inaczej- Miho nie udaje się uratować Tokijiro i chłopak umiera tonąc w jeziorze... Powiem Wam, że kompletnie się tego nie spodziewałam i ogromnie mną to wstrząsnęło. Dlatego przed oglądaniem przyszykujcie sobie paczkę chusteczek, tak na wszelki wypadek. KONIEC SPOILERU.
Moja ocena 6/10
See you
Kamila
Całość nie prezentuje się zbyt zachęcająco :v
OdpowiedzUsuńW sumie srednio fajne ale do najgorszych nie należy :*
OdpowiedzUsuńZapraszam http://ispossiblee.blogspot.com/2017/05/dark-blue-jacket.html
Dzięki za ten spoiler o zakończeniu, myślałam, że obejrzę dla lekkiej rozrywki, ale WOW nie, zbyt wrażliwa jestem na takie rzeczy D:
OdpowiedzUsuńFilm mimo swoich wad wydaje się ciekawy :) Lubię takie filmy- wtedy jest się z czego pośmiać,a potem popłakać na końcu :)
OdpowiedzUsuńhttp://mykartoon.blogspot.com/
Przeczytałam spoiler, bo mnie kusił :D W sumie to dobrze, że skończył się tak, a nie inaczej. Lubię takie niespodziewane zakończenia, gdy widz myśli, że to kolejna opowiastka miłosna.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem film miał bardzo fajny motyw, dość podobny do "Bezpieczna przystań"? Nie jestem pewna. Tam tez było o rozmowach w czasie, ale za pomocą skrzynki na listy :)
Mimo, że chwilami rzeczywiście wygląda dość kiczowato jak na zdjęciach to i tak kusi mnie do obejrzenia ze względu na fabułę ;)
Pozdrawiam:)
O! Zapomniałam o tym filmie, a kiedyś strasznie mi się podobał. Dzięki za przypomnienie <3
UsuńA nie ma sprawy :)
UsuńUdanej niedzieli ^^
Chyba lepiej było sobie darować ten Księżyc. Widzowie chyba przyjęliby lepiej albo brak jakiegokolwiek wytłumaczenia, albo takie na zasadzie 'potrzebujemy żeby ze sobą rozmawiali, to nic, że to fizycznie niemożliwe. przecież już przenieśliśmy telefon w czasie. w rozmowy bez Księżyca widzowie też uwierzą' ^^ Trochę długie to tłumaczenie. A chciałam jeszcze tylko dopisać, że historia chłopaka faktycznie wydaje się dużo, dużo ciekawsza niż dziewczyny ;>
OdpowiedzUsuńTen absurd musiał wypadać komicznie :D
OdpowiedzUsuńMotyw rozmowy przez telefon pomiędzy rokiem 1912 i 2016 jest bardzo interesujący. Szkoda, że reszta wyszła raczej nijako. Nie będę sięgać po ten film, więc zerknęłam na spoiler. :D
OdpowiedzUsuń